since 1995
Teksty źródłowe do nauki historji w szkole średniej z zachowaniem pisowni i słownictwa oryginału. | |
Zeszyt 43 | |
Kraków 1924 rok Nakładem Krakowskiej Spółki Wydawniczej W świetle źródeł przedstawił |
(Pamiętniki, wyd. r. 1915. tom I. str. 183-185).
Naczytawszy się rozmaitych wizerunków nabrałem ochoty do napisania własnej charakterystyki. Byłbym zadowolony ze swego wyglądu, gdybym był o jeden cal wyższy, miał nogę kształtniejszą, nos mniej orli, biodra niższe, wzrok bystrzejszy i wydatniejsze zęby. Nie znaczy to, abym myślał, że z takimi poprawkami stałbym się bardzo pięknym, lecz że nie pragnąłbym niczego więcej, bo zdaniem mojem mam twarz szlachetną i bardzo znaczącą, ruchy doborowego towarzystwa i całe ułożenie wyróżniające mnie dosyć od innych, abym wszędzie zwracał na siebie uwagę. Z powodu krótkiego wzroku wydaję się jednak często ponurym z zakłopotanym, ale to nie trwa nad chwilę, a gdy raz minie, miewam raczej zbyt dumną i zaufaną w sobie postawę. Staranne wychowanie, jakie odebrałem, pomaga mi do osłonięcia niedostatków mojej powierzchowności i umysłu i do korzystania nawet i ich zalet i przymiotów w większym stopniu, niż na to zasługują. Mogę bez wysilenia należeć do każdej rozmowy, lecz nie zawsze i na długo starczy mi wątku, aby nią kierować, chyba, że ją głównie podsyca uczucie lub żywe we mnie z natury zamiłowanie do sztuk i wogóle tematów, mających ze mną związek.
Z łatwością dostrzegam we wszystkiem fałsz i śmieszność, równie, jak wady ludzkie, i często zbyt skwapliwie daję to uczuć. Mam wstręt nieprzezwyciężony do złego towarzystwa. Wielki zasób lenistwa nie pozwolił mi rozwinąć tak, jakbym mógł, talentów moich i wiedzy, Kiedy pracuję, to jakby z natchnienia. Albo robię odrazu wiele, albo nic zgoła, niełatwo się narażam i dlatego nieraz wydaję się zręczniejszym, niż jestem naprawdę. W tak zwanej polityce bieżącej przez zbyteczną szczerość, gorliwość i pośpiech często popełniam omyłki. Osądzę trafnie każda sprawę, dostrzegę słabe strony w projekcie lub pomyłki w jego wykonawcy, ale sam potrzebuję również rady i wędzidła, abym ich także nie popełnił. Nadzwyczaj wrażliwy, a bardziej dostępny uczuciu smutku, niżeli radości, łatwobym mógł oddać się zbytecznemu smutkowi, gdybym nie nosił w sercu przeczucia niezmiernego w przyszłości szczęścia. Od urodzenia obdarzony rozległą i palącą ambicją, w ideach reformy, chwały i pożytku ojczyzny znalazłem prawdziwą osnowę mojego życia i wszystkich zamiarów. Zdało mi się, że nie jestem stworzony dla kobiet. Pierwsze związane z niemi stosunki przypisywałem jakimś przypadkowym szczytnym względom towarzyskim. Nareszcie serdeczne uczucie poznałem i kocham z taką namiętnością, że gdybym miał doznać zawodu, byłbym najnieszczęśliwszym z ludzi i czuję, że do wszystkiego byłbym się zniechęcił. Obowiązki przyjaźni są dla mnie święte i posuwam je bardzo daleko. Chociażby przyjaciel względem mnie zawinił, nie masz rzeczy jakiejbym uczynić nie był gotów, byle z nim nie zerwać i długo po doznanej od niego obrazie pamiętam, żem mu wiele winien. Sądzę, że jestem bardzo dobrym przyjacielem. Prawda, że wewnętrznie czuję się przyjacielem bardzo niewielu osób, choć nieskończenie wdzięczen jestem za każdy rodzaj oddanej mi usługi. Skory w dostrzeżeniu wad bliźniego, uniewinniam je w swych oczach łatwo, gdyż nieraz zrobiłem to spostrzeżenie, że mając się nawet za bardzo cnotliwych, przy bezstronnym obrachunku z samym sobą znajdziemy w sobie zawsze upokarzające powinowactwa z większymi zbrodniami, które rozwinęłyby się może w zetknięciu się z silną pokusą, gdybyśmy nie mieli się na straży przeciwko nim. Lubię być hojnym, nienawidzę skąpstwa, ale też nie najlepiej umie rządzić tem, co posiadam. Powierzonej mi tajemnicy dochowuję nierównie skrupulatnie, niż swojej własnej. Jestem bardzo litościwy. Tak lubię być kochanym i chwalonym, że gdyby obawa śmieszności i znajomość świata nie nauczyły mnie powściągać się w tym względzie, stałbym się nadzwyczajnie próżnym. Zresztą nie kłamię z zasady i przez wstręt do wszelkiego fałszu. Nie jestem wcale tak zwanym p o b o ż n i s i e m, ale śmiem twierdzić, że miłuję Boga, zwracam się często do niego w tym błogim przekonaniu, że On lubi nam dobrze czynić, kiedy Go o to prosimy. Jestem tak szczęśliwy, że kocham też ojca i matkę nietylko z obowiązku, ale ze skłonności serca. Powziętego w pierwszem uniesieniu zamiaru zemsty nie byłbym w stanie wykonać w całości. Zdaje mi się, że myśl taka ustąpiłaby we mnie zawsze przed uczuciem litości. Często się przebacza raczej przez leniwą słabość, niż przez wspaniałomyślność, i lękam się, aby ta sama przyczyna nie stała się później powodem niewykonania wielu moich zamiarów. Rozmyślam chętnie, i dość mam wyobraźni, aby się w samotności nie nudzić bez książek, zwłaszcza od czasu, gdy kocham.
(Mowa Andrzeja Zamoyskiego na konwokacji 16 maja 1764 r.)
Gdy nam Bóg najłaskawszy pozwala jeszcze czasu a desperować broni, gdy nas gwałtowna Rzeczypospolitej potrzeba do tej sprowadza obrady, dajemy niezawodne dowody ojczyźnie naszej, że jej uszczęśliwienie jest jedynym celem naszym. W każdym państwie troista znajduje się władza, to jest stanowienia, egzekucji i sądów. Tych trzech władzy ułożenie stanowi i rządów naturę i ziemianów bezpieczeństwo. Władza stanowiąca zawsze była w ręku trzech stanów Rzeczypospolitej, nie będzie tedy nowa regiminis (rządu) forma, ale właściwa ab antiquo (z dawnych czasów) Rzeczypospolitej przywrócona przez ustanowienie Rady Nieustającej. Widzimy, że człowiek bezrozumny ginie, że prywatne domy nasze bez rady upadają, cóż mówić dopiero o całem państwie, które im większe tem bardziej potrzebuje rady. W absolutnym rządzie jeden konkluduje wszystko, w zaszczyconych wolnością państwach decyzja zawisła od wielu, toć istność Rzeczypospolitej jest pluralitas. Że innego nie może być sposobu, to z ludzkiej pochodzi natury. Inne stworzenia, mając sobie dany instynkt, mają tem samem jednomyślność, człowiek zaś, mając rozum i wolę, jest wolny. Widzimy jak są różne i przeciwne sobie inklinacje i sentymenta ludzkie. Tę różność przejrzał Bóg, bo ją stworzył, za potrzebną uznał, bo jej dopuścił. W rządzie monarchicznym nie naród, lecz pan obiera sobie rady i ministrów, toć i Rzeczpospolita, najwyższą mając władzę, sama sobie obierać powinna senat i ministrów. Uchowaj Boże między majestatem a stanem rycerskim jakowego rozróżnienia, zapewnie że senat i ministerjum tego utrzymywać będzie, czyją łaską obrany. Będzie medjacja senatu skuteczna, gdy ze stron obydwóch mieć będzie kredyt. Kredytu mieć nie może, nie będąc obrany przez stan rycerski, a potwierdzony od majestatu. Nie ubyło przeszłym królom powagi przez erekcję trybunałów, to i przyszłym teraz nie ubędzie. Nie bojaźń kary, nie chciwość starostw, jedno prawdziwa dla panów u poddanych miłość i respekt. Niech sobie raz na zawsze wyperswadują monarchowie, że oni są dla królestwa, a nie królestwo dla nich, to kochając poddanych swoich, ukochani będą, respektując sami prawa, respektowani będą. W rządach Rzeczypospolitej honory ani bogacić ani ubożyć powinny. W teraźniejszym zaś wieku wszystkie urzędy i funkcje nie tylko potrzebują zdolności, ale też i znacznej fortuny, dla wielkich przy tem ekspens.
Więc obrócenie starostw na pensje salvis modernis possessoribus (z zastrzeżeniem praw obecnych posiadaczy) do urzędów i funkcji, zniesie przyczyny nieukontentowania poddanych ku panu, zniesie przyczyny defidencji między nami, a wypełni intencje Rzplitej, gdy przez nią wybrani oraz w pracach swych rekompensowani będą, ubezpieczy wewnętrzna spokojność, gdy nie kilku, lecz wszyscy uszczęśliwieni będą.
Możnaby obrócić część znaczna zbywających starostw na aukcję intraty królewskiej, na meliorację zapłaty wojska, na ustanowienie milicji po województwach dla sądów asystencji, dekretów egzekucji i bezpieczeństwa. Wyznaczyć równo wszystkim województwom do ich dyspozycji intratę, mają one sprawiedliwie swoje ekspensy, mają i braci naszych przez różne nieszczęścia podupadłych, którychby sprawiedliwie zaratować należało. Ubezpieczywszy pluralitatem (większość) od królów własnych, nakazy jeszcze ubezpieczyć od nas samych. Władza egzekwująca w Senatus Consiliach i ministrach zawisła. Przy limicie każdego sejmu mogłaby Rzeczpospolita nietylko senatorów, ale też ex equestri ordine (ze stanu rycerskiego) wyznaczyć ad latus Regnum (do boku królewskiego), w opisaniu zaś tej Rady osobliwszej należy użyć przezorności, żeby uzurpować nie mogła ani stanowienia, ani sądów władzy, bo cóż jest despotyzm, jeśli nie tych trzech władzy złączenie, czyli to w jednej osobie, czyli w jednaj radzie?...
Władza sądząca na duchowna i świecką dzieli się jurysdykcję. Należy upraszać Ichmciów księży biskupów, żeby uczyniwszy dystynkcję między Kościołem a dworem rzymskim, podali sposoby, jak sprawy zaczęte w kraju, a nie zagranicą, kończyć się mają. Wszakże we wszystkich chrześcijańskich państwach to się praktykuje, jurysdykcja świecka zupełnie w rękach stanu rycerskiego. Należy jeszcze ustanowić sprawiedliwość prędką i skrócić prawny proces. Z gruntu biorąc rzeczy, trzeba kilka osób wyznaczyć do zebrania praw naszych i do przyzwoitej przyprowadzenia formy. Przydać trybunałów, przydać i czasu sądzenia. Ziemstwa wszędzie pluralitate ustanowić i do czasu. Spraw wszystkich pierwsza instancja w grodzie, druga w ziemstwie, a w trybunale ostatnia decyzja. Determinować spraw walor, które w grodzie, a które w ziemstwie bez apelacji kończyc się mają, determinować liczbę mecenasów i palestry. Grzywny sądowe obrócić na reparacje miasta, każdy sędzia niech swoje zapisuje sentencje w sentencjonarzu. Możnaby aperta stuba (w otwartej izbie sądzić), jeżeli kto nie ma bojaźni Boga, niechże nie ma i wstydu przed ludźmi, jeżeli nie ma sumienia, niechże nie ma i honoru.
Wypolerowane nacje wzajemnie u siebie trzymają posłów, nietylko dla przypadających codziennie interesów, ale też dla pewnych wiadomości, co się u każdego dzieje. Mamy i my też u siebie tychże posłów, lecz tylko od nich możemy wiedzieć, co im własne dwory nam komunikować każą. Że zaś poselstwa bywać mogą i od przyjaciół podległych suspicji i od nieprzyjaciół utajonych, więc dla upewnienia obrad naszych w interesach postronnych należałoby u tychże dworów trzymać własnych posłów, bo jeżeli oni to czynią dla ubezpieczenia państw i prowincyj swoich, u nas zachodzi do tego jeszcze i całość wolności. Wprowadzona równość fortun, ile być może w tak obszernym państwie, przez równy podział na sukcesorów spadającej dziedzicznie substancji.
Zabronić wszelkie zaciągi nadwornych ludzi, bo gdyby inszych stąd konsekwencyj nie było, to dość złego, że między nami tak oczywiście znoszą równość. Nie dość na tym ustanowić rządy, ustanowić prawa, trzeba jeszcze uformować ludzi, żeby umieli kochać i bronić ojczyznę, prawa Stanowic i być posłusznemi. Tu zaraz edukacja młodzieży szlacheckiej w oczach staje. Mają udzielni książęta przyzwoitą edukacją do rządów przeznaczonych sobie, i my do rządów przeznaczeni. Nie trzeba perswadować królom, żeby kochali królewską władzę, bo i ambicja i własny interes ich do tego prowadzi, lecz trzeba nas zachęcać do miłości ojczyzny, bo ta utrzymuje i równość i jedność między nami, w kontr ambicji, w kontr własnemu interesowi. Nie potrzebują oni tylko jak żyć i uszczęśliwiać poddanych swoich, bo równych sobie nie cierpią, wyższych od siebie nie przyznają, nam zaś przeciwnie trzeba umieć, na urzędzie będąc, podległych a równych sobie szanować, będąc podległym, na urzędach będących respektować bez podłości, kochać równość i żyć z równymi bez ambicji, inszych od siebie przyjmować z ludzkością, a poddanych swoich traktować z kompasją. Należałoby wszystkim uczącym szkoły podać projekt ministrom tej edukacji, żeby jedna w całym państwie ustanowiona była, końcem uszczęśliwienia Rzeczypospolitej. Trzeba formować serce, uformować umysł.
Wiem dobrze, Wszechmocny Boże, że gdy skarać umyślisz Państwo, albo jego rozróżniasz rady albo odejmujesz wcale. Cóż są albowiem rady nasze, jeśli nie próżne słowa bez Twojej woli i pomocy? Wzrusz serce wolnego narodu, by poczuł upadek własny, zruć zasłonę z oczu jego, by obaczył, że moc źle czynienia jest to znakiem niedoskonałości rządów, a nie prerogatywą wolności. Dałeś u pogan przykłady, że publiczny interes preferowano nad prywatny, że rodzice synów własnych w oczach swoich tracić kazali dla ocalenia państwa, spraw to samo a łatwiejszym sposobem, daj miłość prywatnego interesu i znajomość, że od publicznego zawisł, daj miłość ojcowską rodzicom, by wolność od antecesorów wziętą zostawili potomstwu, daj miłość każdemu własna, by poznał, że jego całość od wolności zawisła, a wolność i całość od posłuszeństwa prawu.
(Polit. Correspondez Fridrich`s d. Grossen, XXVIII, 398)
Powinniście się strzec zbyt pilnego i gorliwego czynienia przełożeń na rzecz różnowierców w Polsce. Winniście zważyć, że gdyby nawet dysydenci mogli osiągnąć cel swoich pragnień, my niezawodnie utracilibyśmy wiele rodzin i innych ludzi w Polsce, którzy w obecnym stanie rzeczy woleliby się schronić do moich państw i zamieszkać w nich. Zgodnie więc z tem, co wam powiadam do waszej tylko dyrektywy, powiecie, zresztą bardzo uprzejmie, tym dysydentom, którzy przyjdą do was z nagabywaniami, żeśmy zrobili dla nich wszystko, co było możebne, ale żeśmy napotkali trudność nie do przezwyciężenia. W razie więc, gdyby się ujrzeli uciskanymi przez katolików, ofiarowałbym im pewne schronienie bądź na Śląsku, bądź w jakiejś innej mojej prowincji, gdzie im będzie najdogodniej.
(tamże XXV, 274)
W odpowiedzi powiem Ci, ale tylko dla Twojej dyrektywy i najpoufniej, z zastrzeżeniem największej tajemnicy, że niewielebym się o to troszczył, gdyby prawa, o której donosisz, (sprawa róznowiercza) zawiodła w wykonaniu. W gruncie rzeczy byłoby bardzo dobrze i pożytecznie, gdybyś Pan znalazł ludzi, którzyby pracowali przeciwko pomyślneniu załatwieniu tej sprawy. Możnaby to sprawić przez trzecie albo czwarte ręce.
Pamiętasz WPan, że zawsze Ci zaznaczałem, iż wdaje się w sprawę dysydencką jedynie dla dogodzenia imperatorowej.
(Kraushar. Ks. Repnin i Polska, wyd. II. Tom I, 274)
Sprawa dysydentów nie ma być zupełnie pretekstem do rozkrzewienia w Polsce naszej wiary i protestanckich wierzeń, lecz jedynie dźwignią gwoli pozyskania sobie za pomocą naszych jednowierców i protestantów silnego i przyjaznego stronnictwa z prawem uczestnictwa we wszystkich polskich sprawach nie już w imię wyjednywanej obecnie ze strony Rzplitej gwarancji konstytucji i formy jej wolnego rządu, lecz w imię opieki nad tymiż uprawnionymi, jako słabszej w rządzie polskim cząstki, która odtąd gruntować będzie swoje bezpieczeństwo na tejże naszej opiece. Religje protestanckie, uśmierzając przesądy i ograniczając władze duchowieństwa, łatwo mogłyby nadmiernem swojem w Polsce rozpowszechnieniem wyprowadzić Polskę z ciemnoty, w której dotąd jeszcze w większości swej są pogrążeni, a wyzwoleniem ich z niej mogłoby doprowadzić ich stopniowo do zaprowadzenia u siebie nowych porządków, które, ześrodkowując w jednym miejscu całą ich wewnętrzną siłę, mogłyby rychło zwrócić się na szkodę Rosji, opiekunki ich w obecnym czasie, a rywalki pierwszej i głównej w przyszłości. Między politycznemi organizmami żal z powodu doznanych cierpień i wdzięczności za doznane dobrodziejstwa nie są to uczucia trwałe. W odniesieniu do naszych jednowierców niema powodu tego się obawiać, lecz z drugiej strony, przyczyniając się do zbytniego ich rozkrzewienia w taki sposób, by oni sami przez się, bez naszej pomocy mogli w Rzplitej bytować i dzielić jej rządy, moglibyśmy się narazić na szkodę, już tylko z powodu częstych zbiegostw, które z uwagi na panującą w Polsce wolność wierzeń i korzyści skojarzone ze swobodami narodowymi, musiałyby się obrócić na szkodę naszego państwa i wzniecić w Rosji słuszną obawę o pograniczne prowincje, prawami i obyczajami z Polską skojarzone.
Wydatki sekretne Repnina podczas Konfederacji Radomskiej.
(Arch. Moskiewskie Spr. Zagr.)
30 stycznia – Podoskiemu na podróże do magnatów dukatów 500
28 lutego – Koniskiemu na podróż do Słucka i wysłanie kurierów d. 320
10 marca – Gultzowi na utworzenie konfederacji toruńskiej d. 1200; Grabowskiemu na utworzenie konfederacji słuckiej d. 8000
14 kwietnia – Karolowi Radziwiłłowi na konfederację litewską d. 10000
15 maja – Maczyńskiemu na konfederację sieradzką d. 300; Janowi Ponińskiemu na konfederacje wieluńską d. 400
17 maja – Gurowskiemu na podróż do Wielkopolski d. 100
12 czerwca – Gozdzkiemu pensja roczna duktów 3333
14 czerwca – Podoskiemu na konfederację radomską d. 1000
18 lipca – St. Brzostowskiemu na deputację od konfederacji d. 1000
25 lipca – St. Brzostowskiemu na sejmiki litewskie d.6000
9 sierpnia – Janowi Ponińskiemu na sejmik wielkopolski d. 1000
19 sierpnia – Ossolińskiemu star. sandomierskiemu na sejmik d. 1000
1 września – Czapskiemu na sejmik pruski d. 100
1 września – na wynajęcie lokali dla posłów sejmowych d. 450
13 paź. – wynajem 3 karet na wywiezienie aresztowanych senatorów 450
13 paź. – szpiegowi księdzu Nauszczyńskiemu d. 40
etc, etc ...
(Kraushar, I, 3e63)
Za nadesłanie mi korespondencji biskupa krakowskiego i innych z hrabia Wielohorskim bardzo panu dziękuję. Teraz, gdy już szelmostwa pomienionego biskupa przytroczyły wszelką miarę, i gdy już macie pozwolenie użycia przeciw niemu środków przymusowych oczekuje niecierpliwie wiadomości, coście z nim uczynili, a zdaje mi się, że już czas dać za jego pośrednictwem innym fanatykom nauczkę i wsadzić Jego Wielmożność do kozy. Mniemam, że gdy ów pierwszy i główny buntownik uśmierzonym zostanie, to zaraz stulą uszy jego naśladowcy. Inaczej bowiem, rozpalając się coraz więcej wyjdą ostatecznie z wszelkich granic przyzwoitości. Po wzięciu biskupa do aresztu, sądzę, że będzie najodpowiedniej dla rzucenia postrachu na jego zwolenników wysłać go pod należytą strażą na Litwę, do generała porucznika Nummersa i osadzić go w Słucku, lub w innem jakiem do Księcia Radziwiłła należącym mieście, przez co ów książę więcej poczuje się w obowiązku trwać po naszej stronie.
(Kraushar II, 307)
Naciągnijcie wszystkie struny, by skłonić króla, ministerjum i konfederacje do udzielenia papieżowi odpowiedzi stanowczej. Nie żałujcie tutaj obietnic ani przekupstw, gdyż oba te środki nie mogą być lepiej, jak właśnie w tym razie, użyte. Upewnijcie króla i wszystkich, że jeśli spełnią nasze żądanie, to mogą na pewno liczyć na łaski imperatorowej Jmci. Lecz gdy się stanie inaczej, powinniście aresztować na sejmie najoporniejszych. Co się tyczy gromu watykańskiego, który może zniweczyć cały gmach naszej na korzyść dysydentów podjętej roboty, to zalecam wam użycie pieniędzy, gróźb i wszelkich środków, aby doprowadzić króla i magnatów do jednomyślnego uznania grożącego niebezpieczeństwa. A jeśli ono istotnie znajdzie, trzeba ogłosić nuncjusza jako sprawcę niepokoju i intryganta, przytrzymać go przemocą w jego pałacu, tak, by nikt do niego przystępu nie miał lub, co najlepsza, wyprowadzić go z kraju pod dobra eskortą. Ośmielcie i przygotujcie króla i prymasa, by w swej odpowiedzi wskazali papieżowi, że minęły już czasy, gdzie papieże mogli rządzić według swego widzi mi się, i że my wskutek postępków papieża możemy się posunąć aż do zniesienia w Polsce jego władzy i ustanowienia w niej hierarchji niezależnej.
(w streszczeniu. Volumina Legum. VII. 573)
Chcąc uprzątnąć wszelkie obojętności, wzwyż pomienione statuta jagiellońskie, jako nie ściągające się do Greków nie-Unitów, i dysydentów, dekret zaś książęca mazowieckiego (edykt księcia Janusza Mazowieckiego z roku 1525) jako teraz uchylony deklarujemy, i one na zawsze abrogujemy. Równie wszystkie punkta przeciwko Grekom nie-Unitom i dysydentom w konfederacjach i konstytucjach de annis 1717, 1733, 1736, 1764, 1766, ze wszystkim tym coby się i w prawach wyższych po zaczęciu wojny szwedzkiej, przez pokój oliwski zakończonej, oraz z paktach konwentach najjaśniejszego króla JMci szczęśliwie panującego, osobom cujuscunque status et conditionis (jakiegokolwiek stanu) i religji ich przeciwnego znajdować mogło, uchylamy.
Paragraf IV. Ponieważ przez różne sposoby i przez różne weksy prawne, przeciwko tenorowi pokoju oliwskiego, wiele kościołów dysydent tom obojga konfesji ewangelickiej zabrano, i że oni przez skromność i moderację restytucji ich nie domagają się, i onych dobrowolnie z funduszami ich ustępują, wyjąwszy fundusze szpitalne i szkolne, które gdzie się pokażą bezprawnie odebrane, a jeszcze na tych miejscach aktualnie znajdują się dysydenci, te zwrócone być mają.
Paragraf V. A że żadna społeczność bez subordynacji i dyscypliny być nie może, wolność więc zupełną dysydenci obojga konfesyj mieć będą ustanowić konsystorze, miewać swoje kongregacje synodalne, do porządku tylko wewnętrznego religji ich ściągające się, bez żadnej od nikogo przeszkody, tak często one zwoływać, jak tego potrzebę baczyć będą, i na nich sprawy regulujące się do ich nauki, do porządku, do dyscypliny, d0 zwyczajów i postępków ich ministrów rozsądzać i stanowić.
Paragraf X. Małżeństwa między osobami różnej religji, to jest: katolickiej rzymskiej, greckiej, nie-unickiej i ewangelickiej obojga konfesji, nie mają być przez nikogo bronione i przeszkadzane potomstwo ex mikste matrimoniae (z mieszanych małżeństw) spłodzone, synowie w ojcowskiej a córki w macierzyńskiej wierze edukowane być powinne z ekscerpcją umowy dla stanu szlacheckiego, jeżeliby jaka przez kontrakt małżeński przed ślubem zawarty znajdować się miała.
Paragraf XI. Ad liberum exercitum (do wolnego praktykowania) religji należy nieprzymuszenie do obchodzenia świąt katolickich, daleko bardziej do publicznych procesyj i innych ceremonij Kościoła rzymskiego katolickiego lub do opłacenia się w czynieniu zadość obrządkom swej religji.
Paragraf XII. Seminarja, albo szkoły. Dla osób sposobiących się do stanu duchownego i edukacji szlacheckich lub miejskich religji nie-unickiej dzieci, szkoły także parochialne, dla nauki artykułów wiary młodzi swojej religji, tak dawne jaki i te, któreby w czasie przyszłym na miejscach gdzie są nie-unici, erygowane były, a partykularnie seminarjum Mohylowskie nie ma być od nikogo inwietowane.
Paragraf XIII. Postanawiamy judicum mixtum, albo sąd wspólny, z osób sądowych siedemnastu, to jest: z ośmiu osób świeckich rzymskiej katolickiej religji, a z ośmiu osób dysydentów, lub Greków nie-unitów, siedemnasty zaś wielebny biskup grecki nie-unicki białoruski, jak swojej kadencji prezes natus (urodzony).
Paragraf XVI. Niniejszym aktem osobnym przywracamy onymże wszelkie dawne przywileje i prerogatywy, deklarujemy ich być capaces (zdolnymi) do wszystkich urzędów koronnych i W. Ks. Lit. et annexarum provinciarum (i dzielnic przyłączonych), dostojeństw senatorskich, ministrowskich, dygnitarstw koronnych i ziemskich, funkcyj trybunalskich i komisarskich, poselstw zagranicznych i sejmowych i wszelkich jakie być mogą, innych łask, ex distributiva gratia (z łaski rozdawniczej) Jego K. Mci dzierżenia starostw grodowych i niegrodowych i wszelkich jurysdykcji ziemskich.
Prawa kardynalne
(Volumina Legum str. 595)
Materje status.
(Materiały do Konf. Barskiej, zebrał Szczęsny Morawski, str. 19)
My prawowierni chrześcijanie katolicy rzymscy, naród polski, wierni Bogu i Kościołowi, wolnym królom i kochanej ojczyźnie, uważając koniec nieszczęśliwych i strasznych środków, gwałtownie przeciwko wszelkiemu prawu uczynionych, nieomylnie wynikający a przynoszący niemylne nadwątlenie i prawie powszechną zgubę na wiarę świętą katolicką rzymską. Widząc oziębłość w duchowieństwie wyższym, a w głowach większych świeckich obojętność, tudzież w obywatelach bezwstydną bojaźń i pomieszanie, a co najnieszczęśliwsza, że żadnej dotkliwości nie czując, nachylają swe niegdyś niezwyczajne głowy wolnego narodu pod jarzmo niewolnicze syzmatyków, lutrów i kalwinów, któreśmy krwią Chrystusa najdroższą i własną naszą odkupione bezpiecznie przed narodami nosili, nie dbając na tureckie, tatarskie, Szwedów, Kozaków hufce, które jak cień jeden od zaciągającego słońca, tak oni od znaku Krzyża Świętego nikli przy heroicznym naszym orężu. Ale jest Bóg w Jeruzalem, jest jeszcze i prorok, który wszystkie wróży pomyślności. Jeżeli żyć i umierać, stać i upadać przy boku Jego i świętej wierze katolickiej będziemy, umocni siły nasze i wzbudzi w nas krew rycerską, będzie nam wodzem i przywódcą, zasłoną i potęgą. Niech nas utrzymuje Jego wszechmocna moc, niech posili moc Syna przenajświętszego, niech nas zagrzeje duch jego miłości! Czyńmy więc w Imię Trójcy przenajświętszej Boga, Ojca, Syna i Ducha św. to sprzysiężenie osobiste i powszechne. Tarczą będzie nam Marya.
Punkta obowiązków sprzysiężonych:
(październik 1770 r.)
(Trzy oświadczenia Konfederacji Barskiej, Kraków 1850, str. 185)
My stany, rady duchowne i świeckie, marszałkowie, konsyljarze i cały stan rycerski koronne i Wielkiego Księstwa Litewskiego związkiem generalnym konfederacji złączeni.
Strata rzeczy jej własny oznacza szacunek. Przeminiona szczęśliwość późno jej słodycz kosztować pozwala. Upłynniona z ostatniem Augusta III panowaniem pomyślność dzisiejszych okropnych czasów przykrości i gorzkość najjawniejszym sposobem poznawać, widzieć i czuć daje. Pokój kilkadziesiąt lat nieprzerwany w największym sąsiedzkich wojen zapale, granice całe, wolność we wszystkich swoich swobodach niezagrożona, prawa niezachwiane i pełnione, religia święta katolicka czczona, panującego przykładem tym tem okazalsza, wzajemnie przymierze czyli pacta conventa wiernie dotrzymane i miłość króla ku ludowi, poświęcona ludu wiarą królowi, po całym kraju bezpieczeństwo, handel, dostatek, obfitość: te były skutki panowania Augusta III.
Szczęk broni, rzeź obywatelów, napełniony Kraj cały obcem, a z naszych majątków karmionem i płatnem wojskiem, od wszystkich sąsiedzkich granic zatargi, najsolenniejszych traktatów złamanie, wolność u nóg tyranji i jedynowładztwa konająca, prawa kardynalne dawne zdeptane, nowe na ubezpieczenie gwałtem osiągnionego dostojeństwa i wciągniecie wolnej Rzplitej w podległość potencji moskiewskiej spisane, religia święta rzymska-katolicka panująca wzgardzona, pakta przez siebież pod bronią ułożone, przecież wzgardzone, tron wszystkich tyranów przykładem nadworną i obcą bronią strzeżony, senatorowie i poseł z krzeseł i miejsca swego świętokradczą ręka wydarci, lub cały w rozpaczy, prowincje Rzplitej (czego świadkiem Kurlandja i Ukraina) Moskwie poddane, po całym kraju wszerz i wzdłuż zajęty pożar. Słowem płacz, nędza, ubóstwo, spustoszenie, zabójstwa, gwałt, niewola, kajdany, łańcuchy, spisy, noże, pałki i różnego okrucieństwa instumenta, intruza i uzurpatora tronu polskiego.
Wzywamy was, współbracia i przezacni obywatele! Zaspokójcie nieufność wasze, wierzcie zupełnie tym, których pierwszeństwa ozdobiwszy charakterem, na czole waszem postanowiliście. Złóżcie tę szkodliwą dotąd z nieprzewidzianych pobudek bezczynność waszę, oczućcie dziedziczną przodków waszych gorliwość, męstwo i rezolucją, łączcie wspólny oręż, podnieście ramię, w krwi deklarowanego przyjaciela Rosji a kraju nieprzyjaciela, tyrana Stanisława Poniatowskiego, zmyjcie hańbę i obelgę narodu.
Rozmowa z posłami rosyjskim i pruskim w grudniu 1770 r.
(Sołowiejew, Istorja Rassii, ks. VI, str. 708-709)
Wołkoński – Czy W.Kr.Mość zechce pomagać nam i dworowi berlińskiemu do uspokojenia Polski.
Król – Muszę najpierw wiedzieć, na jakich warunkach ma nastąpić to uspokojenie.
Wołkoński - Warunki są następujące:
Król – To nie wystarcza, muszę zawczasu wejść w bliższe szczegóły.
Wołkoński – Rzecz dziwna, że jeśli chodzi o utrzymanie i umocnienia W.Kr.Mości na tronie i o uspokojenie całego państwa, W.K.Mość chce jeszcze przepisywać jakieś warunki. Jedno jest konieczne: abyś W.K.Mość przed rozpoczęciem sprawy oddalił swoich doradców. (Czartoryscy od roku 1768 starali się odciągać króla od Moskwy; zato Rosjanie zasekwestrowali dobra ks. kanclerza litewskiego i innych).
Król – Wstydby mi było odbierać zaufanie ludziom, na których polegać mam wiele racyj.
Wołkoński – Jeżeli W.K.Mość od nich się nie odłączysz, to my sami zaczniemy robotę, a W.K.Mość możesz się przyłączyć do niej potem.
Król – (z zapałem) W jakimkolwiek jestem ucisku i nieszczęściu niech lepiej sam przepadnę, niż pozwolę, by mi dyktowano, kogo mam darzyć zaufaniem.
Wołkoński – Ci ludzie są sprawcami wszystkich nieszczęść WKMości. Oni pociągnęli W.K.Mość do czynów niezgodnych z przyjaźnią ku J.C.Mości.
Król – Chcieliśmy tylko prosić imperatorową o cofniecie tego, co Repnin zrobił gwałtem.
Wołkoński – Żadnego gwałtu nie było, zresztą czyż mógł on mieć miejsce skoro wszystko się odbyło solennie wśród takiego mnóstwa ludzi, i poselstwo do imperatorowej wysłano z uroczystą prośbą.
Król – Poselstwo to wysłano wbrew mojej woli, a tymczasem naród mnie nienawidzi, myśląc, że ja we wszystkim, zwłaszcza w zaaresztowaniu Sołtyka działałem zgodnie z Repninem.
Wołkoński – Bez naszej zgody nie W.K.Mość nie byłbyś nawet królem. Póki Repnin tu był, skarg na niego nie było – te zaczęły się dopiero po jego odjeździe. Potem będzie można o wszystkich niemiłym umowach mówić, że zostały narzucone. Doradcy W.K.Mości mówią tak teraz dlatego, ponieważ dzieło ostatniego sejmu jest im niemiłe, ale jeżeli wkrótce nie zmienią postępowania, spotka ich coś gorszego niż Sołtyka.
Król – (wzburzony) A potem przyjdzie i kolej na mnie?
Wołkoński – Niepotrzebnie W.K.Mość plączesz z nimi siebie. Moja najmiłościwsza Pani złożyła dość dowodów swej przyjaźni, wynosząc W.K.Mość na tron i na nim utrzymując, a gdyby cofnęła swą pomocną rękę, już by stąd dawno wynikły dla W.K.Mości następstwa przykre, jak o tem świadczą ostanie uniwersały o bezkrólewiu.
Benoit – Czartoryscy dobrzeby zrobili gdyby złożyli urzędy i odjechali. Tem oddaliby przysługę i W.K.Mości i pomogliby ojczyźnie.
Król – Gdyby nawet zechcieli to zrobić, to na ich miejsca bez sejmu innych nie możemy naznaczyć. Zresztą nie wiem o co zostali oskarżeni.
Wołkoński – Winy ich dowodzą wszystkie ich czyny przeciwko nam.
Król – (z ogniem, po niemiecku) Jeżeli chciano się zemścić, to zemsta już jest.
Wołkoński – to nie zemsta lecz kara.
Król – (popędliwie) Jak można karać obcych poddanych?
Wołkoński – (wstając) Nigdy nie myślałem, żebyś W.K.Mość mógł wymówić takie słowo. Doniosę o wszystkim memu dworowi.
Król – (też wstaje) A ja ministrów moich żadną miarą odstąpić nie mogę.
Wołkoński – To nie są ministrowie W.K.Mości lecz Rzplitej.
(Diarjusz rękopiśmienny. Bibl. Czartoryskich i Bibl. w Rosi)
Sesja 19 kwietnia
JW. Reytan zawołał znowu: Mości panowie koledzy, czy zgoda na zagajenie sejmu i na podanie marszałka? Odezwali się niektórzy, a osobliwie JW. Oraczewski poseł krakowski, JW. Zaremba poseł sieradzki, Tymowski poseł radomski, łęczyccy wszyscy: „Zgoda, zgoda”. A w tym JW. Poniński, przyszedłszy z pokojów zamkowych przez izbę senatorską, stanął w samych drzwiach izby poselskiej z laską i kilka razy nią stuknąwszy, głośno z tymi odezwał się słowy: „Solwuję sesją na jutro na godzinę dziewiątą z rana. Panowie proszę za mną.” Skoro wyszedł, warta przed izbą senatorską stojąca zluzowała się.
To wyrzekłszy i nic a nic więcej nie mówiwszy, jak z ukropu biegł tędy nazad, skąd przyszedł, a za nim tylko wyszli ich m. pp. Łętowski podkomorzy krakowski, Staniszewski sędzia ziemski warszawski i Wilczewski generał adjutant, posłowie i niektórzy arbitrowi, inni zaś z miejsc swoich tylko powstawszy, zapatrywali się, co się dalej dziać będzie, i nikt więcej za nim nie wyszedł. Izba cała jednak dała się słyszeć w szemraniu i w złorzeczeniu takowemu JW. Ponińskiego postępkowi i niektórych jego widocznych adherentów. Wprędce uciszyło się wszystko na zawołanie JW. Reytana, który żałosnym głosem, ale wysokim rzekł: „Mości panowie, kto kocha Boga, kto nie zdradza ojczyznę, ratujcie ją teraz, wszak już widocznie widzicie, co się dzieje!”
Prosił po tym jw. Łętowskiego, podczaszego i posła krakowskiego, aby on ex turno (według kolei) zagaił sejm, ponieważ jego kolega pokazał się być inszych sentymentów. Krzyknęli i drudzy jego koledzy: „Prosimy, mości panie krakowski”. I jeden z nich zawołał, aby podać krzesko i laskę, ponieważ byli tego rozumienia, że tak jak wczoraj, jest w izbie druga laska. JW. ichmć panowie łęczyccy, z miejsc swoich powstawszy, protestowali się o solwowanie sesji przez jmci p. Ponińskiego, i dopraszali się, aby koniecznie ex turno jmć p. podczaszy krakowski zagaił sejm i podał marszałka, wspierali głosy jw. ichmć pp. Zaremba i Tymowski, i oświadczali, że całe to województwo jest jednych z nimi sentymentów. Drudzy jednak nie odzywali się wcale.
JW. jmć p. Reytan znowu wyraził: „mamy uniwersały najjaśniejszego Króla Imci, mamy deklaracje trzech najjaśniejszych potencyj, wzywając na sejm nas wolny, z tego powodu mamy takowe od braci naszych instrukcje, aby na żadną nie pozwalać konfederację. Wiem, że waćpanowie takie same macie, i dopraszam się o komunikacją ich. Odwołując się do tych uniwersałów samych i deklaracyj, nie pozwalam na żadną konfederację, którą tylko niektóre gwałtowne wymyśliły subjekta”.
Ruszył potem z miejsca swego z innymi kolegami z prowincji litewskiej do jw. Podczaszego z prośbą, aby dał się nakłonić i ex turno, aby podniósł laskę i zagaił sejm, a wtem wiele innych posłów jako i arbitrów z miejsc swoich wyszli na środek izby, jedni z perswazjami jw. krakowskiemu, aby nakłonił się na prośby, a inni perswadowali jw. Reytanowi, aby odstąpił od swego żądania.
JW. Oraczewski, poseł krakowski, perswadował jw. Łętowskiemu, serjo go namawiając na stronę Litwy, ale nic to nie pomogło. Konferencje te po trzy razy były z namowami.
Ac tandem (nareszcie) straszne zamieszanie uczyniło się z nacisku różnych ludzi spektatorów, które gdy trwało, jw. Reytan poszedłszy na swoje miejsce zawołał: „Mości panowie, nie dialog to tu, nie opera, ale smutna scena upadku ojczyzny naszej agituje się. Proszę w. panów na swoje miejsca”. Odezwał się jw. Zaremba: „ponieważ tak rzeczy idą, uczyńmy recesją i jedźmy do domu, nic tu po nas.
Książe Sułkowski perswadował jw. Zarembie, a jmć p. Zaremba: „ponieważ tak rzeczy idą, pożegnajmy się mci książę lepiej.”
JW. Reytan chrypliwym głosem od ustawicznego wołania zawołał znowu: „mości panie krakowski, prosimy, aby wpan za kolegę swego ad mentem prawa ex turno laskę podniósł i sejm zagaił, gdy on ją porzucił i stąd się oddalił, ponieważ czas upływa, a tu in spatio trzech dni trzeba nam marszałka obrać sejmowego. My sejmu chcemy, ale wolnego, nie pod konfederacją. Prosimy wpana, abyś nam objaśnił przy kim, jest ta konfederacja i co znaczy?” JW pan krakowski ekskuzował się, że nie może tego uczynić, aby in passivitate izby laskę podniósł.
JW. Reytan zawołał wraz z jw. Korsakiem (albowiem ci dwaj wielcy ludzie najżwawiej ucierali się i wszystkim na różne żądania bez zająknienia się statystycznie i odważnie odpowiadali): „na sejm my się tu zjechali i sejmu nam potrzeba, prosimy wpana, mci panie krakowski, aby wpan zawołał na zagajenie”. Po małej chwili, gdy jw. krakowski pokazywał się być nieczułym, zawołał jmć pan Reytan: „mości panie krakowski, wpan widzę nie chce być marszałkiem dla tamtej laski, którą p. Poniński wziął, dla drewna kawałka, tak się wpan zawziął i czas złoty wycieńczasz. Miły Boże!” I żałośnie wzdychał, a jw. Korsakowi łzy się z oczu rzucały.
JW. Reytan ze swego miejsca rzekł: „Mości panie krakowski, porusz się wpan, kamienne serce pana krakowskiego”. Wypocząwszy nieco, mówił znowu: „Mci panie krakowski, prosimy wpana, abyś nam przynajmniej zdanie swoje otworzył, a potem będziem wiedzieć, co czynić. Alboż się inny ex turno znajdzie gorliwszy patrjota, który zastąpi wpana, tylko wpan mu ustąp turnum, albo nareszcie wynijdź ze swoim, kolegą”. Powtarza to raz i drugi. Powiedział potem: „Konfederacja sesja salwowana, ale my swojej nie salwujemy, ani stad nie wynajdziemy”. A gdy na jw. krakowskiego srodze nastawał jw. Reytan, zaczął się w głowę skrobać, co zobaczywszy rzekł mu: „panie krakowski, czy masz taką instrukcję, abyś tak okrutnym stał się dla swojej ojczyzny? Mci panie krakowski, popraw sławy kolegi swojego, który zapomniał, że Bóg jest w niebie, Zapomniał, że jest synem tej matki, którą dziś zgubić chce z adherentami. Mci panie krakowski na tożeś został posłem, abyś był niemym?”
Tu jw. krakowski porwał się do swego miejsca i inni takoż na swoje udali się, a arbitrowie ku drzwiom cofnęli się. Usiadłszy, zabrał trochę głosu, w którym wyraził, że izba będąc rozdwojona in passivitate (w stanie biernym), a nie mając laski, na nalegania usilne je zastępując miejsca kolegi mojego, salwuje sesję na jutro na godzinę 9, albo na 10. Pójdźmy na obiad, bo już czas.
JW. Reytan krzyknął: nie pozwalam i na salwowanie takowe nie pozwalamy.
JW. Jerzmanowski łęczycki rzekł: „jesteśmy stan Rzplitej nikomu niepodległy reprezentujący, za cóż nie mamy in activitate rzeczy czynić? Nie pozwalam na solwowanie sesji, protestujemy się o zuchwalstwie p. Ponińskiego”. JW. Reytan, wzdychając, zawołał żałosnym głosem: „Mci panie krakowski, jeżeli kochasz Matkę Najświętszą, rany Chrystusa Ukrzyżowanego, wszystkich świętych, daj się nakłonić, a siądź i weź laskę”. A do przytomnych rzekł: „mci panowie, podaj kto laskę jmci panu krakowskiemu, bo jmci koniecznie chodzi o to, że z tamta laską poszedł pan Poniński”.
Odezwał się jw. krakowski: „Jutro!”. Jw. Reytan rzekł: „cras non rostrum, hodie rostrum (jutro nie nasze, dzisiaj jest nasze).
Sesja 20 kwietnia
Starą laskę podnoszący jw. krakowski, po kilkakroć uderzywszy nią, mówić począł w te słowa: „Ponieważ już związek konfederacji stanął niewątpliwy przez skonfederowanie się wielu osób. Miłościwych panów, którzy wielu zasługami w ojczyźnie i talentami uprzywilejowanego jw. liwskiego (tj. Ponińskiego Adama) obraliście sobie za marszałka związku konfederacji, oddaje ci więc wspomniany godny marszałku laskę”. Wielu z posłów wołać poczęli: „Nie masz zgody na żadną konfederacją, na podniesienie laski, a i na to mości panie liwski, abyś z miejsca swego wychodził!”. Rozruch powstał mocny, wychodzić z miejsc swoich poczęli posłowie na środek, wielorakie okrzyki powstał na jw. liwskiego, aby porzucił laskę, ta jednak, raz wzięta, trzymana od niego była.
Tendem z okrzykiem z miejsca swego wyskoczył na środek jmć p. Reytan, poseł nowogrodzki i przyszedłszy do jw. Liwskiego, rzekł mu: „Równej mocy i równej prerogatywy będąc, ja jestem marszałkiem, jak i wpan. W prowincji mojej sześciu posłów tylko skonfederowanych, czternastu innych stawa przy mnie i obierają mnie marszałkiem, a choćbym nie był od nich obrany, równie prywatnie jak wpan, głoszę się związkowym marszałkiem, uzurpuję sobie tę władze równie śmiało, jak ją wpan sobie przywłaszczasz”. Poszedł potem tenże jmć pan nowogrodzki na miejsce, gdzie szedł marszałek, i wołać począł usiadłszy: „Mości panowie! I ja marszałek robię się nim i odstępuję od tej mojej dostojności”. Cała izba śmiać się z tego poczęła z okrzykami i klaskaniem w ręce. Wtem wziął druga laskę jmć pan nowogrodzki, bić nią począł w ziemię, wołając zawsze: „I ja marszałek!”. Lukra wielka i rozhowor w całej izbie był powszechny. JW. liwski wołać począł na sekretarza konfederacji, aby czytał akt tejże konfederacji. Ale imć pan Reytan wołał: „A ja przystępuję ad turnum (do kolejnego glosowania) do obrania z mojej prowincji marszałka”. Znowu śmiech i klaskanie w ręce dały się słyszeć. Trwało to zamieszanie izby do godziny wpół do trzeciej z południa. Przychodziło wielu z perswazjami do jmć pana nowogrodzkiego, ale on nie chciał przedsięwzięcia swojego odstąpić.
(Wolum. Legum, VIII, 27 do 33)
W imię Przenajświętszej i Nierozdzielnej Trójcy. Niech będzie wiadomo, komu należy. Zamieszania, któremi Królestwo Polskie przez bieg wielu lat było skołatane, nachyliwszy do zupełnego upadku tak całość krajową, jakoteż wszystkie związki tego państwa ze swojemu sąsiadami, osobliwie zaś wzruszywszy i nadwerężywszy dawną przyjaźń i jedność, która trwała między Najjaśniejszą Rzeczypospolitą i Państwem Rosyjskim, - najjaśniejsza imperatorowa Jejmć całej Rosji, porozumiawszy się z najjaśn. Jmcią królową węgierską i czeską i z najjaśn. królem Jmcią pruskim, oświadczyć kazała najjaśn. królowi jmci i Rzplitej polskiej, że widząc potrzebę dla siebie ubezpieczyć swoje prawa i pretensje o nagrodę szkód w tak krytycznych okolicznościach do tejże najjaśn. Rzplitej, bierze w posesją cześć wyrównującą tymże prawom i pretensjom. Najjaśn. król polski odpowiedział na to z referencją do przyszłego sejmu przez protestacje uroczyste, z czego wyniknęło niebezpieczeństwo bardzo oczywiste przeprowadzenia do ostatniego stopnia rozjątrzenia interesów i okazja zwad i poróżnienia się między dwoma państwami, ale po należytym zastanowieniu się z tej i owej strony nad okropnemi skutkami, które podobny przypadek za sobą byłby pociągnął, duch zgody przeważył.
(Tłum. dr. Tad. Nieduszyński, str. 8 – 9)
Polska jest wielkim państwem, otoczonem większymi jeszcze państwami, które przez swój despotyzm i wojskową karność doszły do wielkiej potęgi zaczepnej. Polska przeciwnie, osłabiona bezrządem, mimo waleczności Polaków, wydana jest na łup wszelkiego rodzaju napaści. Pozbawiona twierdz, nie jest w stanie powstrzymać ich najazdów. Wyludnienie czyni ją prawie zupełnie niezdolną do obrony. Brak gospodarczego ładu, wojska nieliczne lub żadne, brak karności wojskowej, porządku i posłuchu. Zawsze podzielona wewnątrz, zawsze zagrożona od zewnątrz, nie ma ona sama w sobie żadnej odporności i zależy od kaprysu sąsiadów. W obecnym stanie rzeczy widzę tylko jeden sposób zaradzenia tym brakom. Środkiem tym jest tchnąć, że się tak wyrażę, w cały naród ducha konfederatów, umocnić do twego stopnia Rzeczypospolitą w sercach Polaków, izby żyła tam naprzekór wysiłkom swoich gnębicieli. Jedyna to, zadaniem moim, ucieczka, której żadna przemoc nie dosięgnie, ani nie zdruzgoce. Mieliśmy świeże i pamiętne dowody. Polska była w sidłach Rosji, a mimo to Polacy zachowali swą wolność. Przekonywający to przykład, w jaki sposób możecie stawić opór potędze i zachłanności sąsiadów. Nie mogąc przeszkodzić, aby was nie pochłonęli, nie dajcie się przynajmniej strawić. Bez względu na to, jaki środek ratunku wybierzecie, nieprzyjaciele znękaliby Polskę sto razy zanimbyście zdołali uzupełnić braki, które czynią ją niezdolną do stawiania oporu. Cnoty obywateli, zapał parjotyczny, owo szczególne piętno, które na ich duszach wyciskają narodowe instytucje, oto jedyny mur zawsze gotów do obrony i zdolny oprzeć się każdej armji. Jeśli dokażecie tego, iż żaden Polak nigdy nie będzie mógł stać się Rosjaninem, zaręczam wam, ze Rosja nigdy Polski nie pokona.
(str. 17 – 20) Wychowanie winno nadać duszom charakter narodowy i tak pokierować przekonaniami i gustami, aby parjotyzm stał się koniecznym wypływem zamiłowań i uczuć. Dziecko, otwierając oczy, powinno widzieć ojczyznę i ją tylko mieć przez oczyma aż do śmierci. Każdy prawdziwy republikanin z mlekiem matki swej wyssał miłość ojczyzny, to znaczy ustaw i wolności. Całe jego istnienie wypełnione jest tą miłością. Widzi on tylko ojczyznę i dla niej tylko żyje. Znalazłszy się sam, jest niczem. Po stracie ojczyzny przestaje on istnieć, i tem gorzej dla niego, jeśli równocześnie śmierć go nie zabierze.
Wychowanie narodowe jest wyłącznie udziałem ludzi wolnych. Ich tylko łączy wspólność egzystencji i ich tylko obowiązuje prawo. Francuz, Anglik, Hiszpan, Włoch, Rosjanin są to prawie jednacy ludzie, wynoszą ze szkoły przygotowanie do życia rozwiązłego, a ten samem do niewolniczości. Mając lat dwadzieścia, Polak powinien być tylko Polakiem, a nie kim innym. Pragnąłbym, aby się uczył czytać z ojczystych ksiąg, aby w dziesiątym roku swego życia znał całą wytwórczość swego kraju, w dwunastym wszystkie prowincje, drogi i miasta. W piętnastym dzieje ojczyste, w szesnastym wszystkie ustawy, aby nie było w całej Polsce ani jednego pięknego czynu, ani jednego sławnego męża, któregoby on nie miał w pamięci i w sercu, i o którym nie umiałby zaraz opowiedzieć.
(str. 49 – 50) Był projekt wprowadzenia dziedzicznej korony. Bądźcie pewni, że z chwilą, gdy ustawa ta przyjdzie do skutku, Polska będzie mogła na zawsze pożegnać się z wolnością. Wyobraźcie sobie, że aby temu zaradzić, wystarczy tylko ograniczyć władzę królewską. Nie widzicie jednak tego, że takie nałożone przez ustawy granice zostaną co jakiś czas przekraczane zapomocą stopniowych uzurpacji, i że pewien przyjęty i ustawicznie przez rodzinę królewską stosowany system daje jej w końcu, po upływie pewnego czasu, przewagę nad ustawodawstwem, które z natury swej posiada ciągłą skłonność do ustępstw. Jeżeli król nie będzie mógł przekupić możnych łaskami, to zawsze będzie to mógł uczynić przy pomocy obietnic, za których spełnienie ręczą jego następcy, ponieważ ułożone przez rodzinę królewską plany trwają tak długo, jak i ona sama. Zaufanie do jej zobowiązań i nadzieja ich spełnienia będą daleko silniejsze niż przy tronie elekcyjnym, tam bowiem ze śmiercią monarchy upadają i jego projekty. Polska jest wolna, bo każde panowanie poprzedza przerwa, podczas której naród wchodzi napowrót we wszystkie swoje prawa, nabiera nowych sił i przerywa w ten sposób postęp nadużyć i uzurpacji, a prawodawstwo dźwiga się i powraca do pierwotnej swej sprężystości. Na co zejdą pacta conventa, owa tarcza obronna Polski, gdy na tronie zasiędzie dziedzicznie i bez przerwy jeden ród, gdy między śmiercią ojca a koronacją syna pozostanie narodowi tylko złudny cień nie istniejącej w rzeczywistości swobody, a i ten cień rozwieje wkrótce owa błazeńska przysięga, którą wszyscy królowie składają przy namaszczeniu na to, aby o niej w chwilę potem na zawsze zapomnieć. Widzieliście Danję, widzicie Anglię, a ujrzycie też Szwecję. Skorzystajcie z tych przykładów i raz na zawsze nauczcie się, że nawet przy zachowaniu wszelkich możliwych ostrożności, dziedziczność tronu i wolność narodu nie dadzą się nigdy ze sobą pogodzić. Zamiast tej fatalnej ustawy, wprowadzającej dziedziczność korony, proponowałbym zupełnie inną, która, o ileby się ją przyjęło, utrzymywałaby wolność w Polsce. Polegałaby ona na postanowieniu w drodze ustawy zasadniczej, że korona nie może nigdy przejść z ojca na syna i że syn króla polskiego byłby na zawsze wykluczonym od tronu.
(str. 57 -58) W państwie takiem jak Polska, posiadającym jeszcze wiele energji duchowej, dałoby się może w całości zachować to piękne prawo, jakiem jest liberum veto, bez wielkiego ryzyka, a może nawet z korzyścią, ale trzebaby wykonanie prawa tego połączyć z pewnem niebezpieczeństwem i z ważnemi następstwami dla tego, który zeń zrobi użytek. Śmiem bowiem twierdzić, iż jest to niedorzecznością, aby ten, który przerywa w ten sposób działalność sejmu, wracał sobie spokojnie do domu i bezkarnie cieszył się z publicznej żałoby, którą wywoła.
Gdy zatem jednemu posłowi miało przysługiwać prawo unieważnienia swym sprzeciwem prawie jednogłośnej rezolucji, chciałbym, aby on za tę swoją opozycję odpowiadał głową i to nie tylko wobec wyborców na sejmiku relacyjnym, lecz później wobec całego narodu, którego nieszczęścia nabawił. Chciałbym, aby ustawa przepisała, że w sześć miesięcy po swoim sprzeciwie ma on być uroczyście sądzony przez osobno w tym celu ustanowiony trybunał, składający się z wszystkiego co w narodzie najmądrzejsze, najznamienitsze i najszanowniejsze. Trybunał ten nie mógłby go całkiem po prostu rozgrzeszyć i odprawić, lecz musiałby go albo skazać na śmierć bez ułaskawienia albo ustanowić dlań dożywotnią nagrodę i zaszczyty publiczne, nie mógłby zaś nigdy zająć jakiegoś pośredniego stanowiska miedzy temi dwiema alternatami.
(Notatki Aug. Sułkowskiego. – Konopczyński, Materiały do dziejów Rady Nieustającej, 57)
( w streszczeniu. Votum. Legum, VIII, 84 i nastepne)
Artykuł I.
Ta rada będzie mieć tytuł Rady Nieustającej. Składać się będzie z trzech stanów Rzeczypospolitej, to jest: króla, senatu i stanu szlacheckiego, które powinny być na zawsze nierozdzielne, prócz w przypadkach bezkrólewia i nieprzytomności królewskiej, na które przepisane są wyżej wyrażone ustawy.
Pierwszy stan, jako głowa narodu, żadnej nie podpada odmianie. Osoby zaś z drugich dwóch stanów co dwa lata w sejmie ordynaryjnym pluralitate per vota sekreta (większością w głosowaniu tajnem) obierane będą, podług następującego opisu:
Artykuł II.
Ułożenie, podział, porządek odprawiania się Rady Nieustającej. Rada Nieustająca podzielona będzie na piec departamentów:
Tak więc do departamentów wyznaczone osoby odbierać będą memorjały i raporta onychże tyczące się , roztrząsać je, rozważać i treść z nich wyciągać powinne będą, przydając przy każdej powinne materji swoje zdanie, co wszystko do rezolucji Rady Nieustającej in pleno odeszlą.
Artykuł III.
Artykuł IV.
Gdyby rada przestąpiła granice swojej władzy, osoby radne sądzone będą na sejmie przez sądy sejmowe jako pro crimine status (za zbrodnie stanu) i ukarane podług praw o tem dawniejszych.
(O ustawie Edukacji Narodowej w krajach Rzeczypospolitej; druk ulotny pióra prawdopodobnie Piramowicza ok. roku 1788)
Ustanawiając Rzplita na sejmie roku 1775 Komisję Edukacji Narodowej[1], a na sejmie następnym objaśniając i utwierdzając tęż ustawę, uczyniła wychowanie młodzi sprawą rządu. Przewodnictwo, opieka, mądra przezorność Najjaśniejszego Pana, gorliwość i oświecenie niektórych znakomitszych obywatelów z senatu, ministerjum i koła rycerskiego, wprowadziły ustawę tak piękną wpośród burzliwych Rzplitej czasów, z pomiędzy tłumy ustaw żałosnych i haniebnych dla Polski. Utworzony został urząd najwyższy z przezacnych świetnością krwi, mądrością i żądzą dobra pospolitego, przez wybór narodu zebranych mężów, których daleka od osobistych pożytków chęć służenia Ojczyźnie na publiczne w kraju i za granicą uwielbienie zasłużyła. Naznaczony cel starań i dozoru Komisji: edukacja młodzi polskiej, któraby dała ojczyźnie synów gruntownie oświeconych przez nauki dla społeczności i dla każdego z osobna pożyteczne, synów cnotliwych, przez wpajanie religji, poczciwości, miłości do swego kraju. Do pewniejszego otrzymania tak zacnego i ważnego końca osądziła Rzplita na środek przyzwoity i skuteczny, oddać tejże Komisji zawiadomienie i szafunek dochodów publicznych, na edukację poświęconych, jako najlepiej znać mającej wszystkie udziału swego potrzeby. Osądziła nadać jej władzę sądowa z pewnym określeniem ku dzielniejszemu i pewniejszemu dochodzeniu i zabezpieczeniu funduszu. W naturze tej ustawy, w sposobach jej zagruntowania i z niej korzystania opatrzonych, okazała Rzplita mądrość i patrjotyczną gorliwość swoją, a urząd od niej utworzony zabrał się z nadzwyczajną przezornością i pilnością do wykonania wielkich obowiązków, które prawo nań włożyło i które własna jego ku Ojczyźnie miłość niezmiernie mu słodkimi czyniła. W urządzeniu nauk nie idąc naśladowniczym krokiem, prawdziwą użyteczność kraju, rzetelne dobro każdego obywatela przed oczyma zawsze mając, taki wybrała układ, który umiejętności fizyczne z moralną nauką łącząc, wystawićby dobrego chrześcijanina, dobrego obywatela zdołał. Przepisy jej, pewne dni w miesiącach, pewne godziny w dniach uroczystych, na ćwiczenia i wykonania obowiązków wiary świętej wyznaczają naukę poczciwego życia i powinności obywatelskich przez cały szkolnego biegu przeciąg, stosownie do wieku i powołania młodych Polaków prowadzić nakazują, staranie o zdrowie młodzi, wzmocnienie sił i zahartowanie duszy, ćwiczenia żołnierskie, wpajanie ducha męstwa i waleczności, całą zgoła fizyczną i obywatelską edukacją jak najusilniej i w wyszczególnieniu zalecają. Stan nauczycielski ustanowiony i pewnymi prawami opisany, Szkoły Główne w katedrach swoich urządzone co do nauk lekarskich i cerulickich, ku pożytkowi całego kraju zdolnemi nauczycielami opatrzone, co do nauki prawa krajowego przez podawanie prawa natury i narodów przysposobione, seminarja nauczycielów na szkoły narodowe zaprowadzone, konwikty na uboższą szlachtę jedne polepszone, drugie na nowo założone, w których na dwieście blisko młodzi i kosztem funduszu edukacyjnego utrzymywanych, ćwiczenia w nauce i cnocie bierze. Ksiązki elementarne uboższym uczniom darem rozdawane, szkoły parafialne pomnożone i książkami zasilone, instrumenta do fizycznych i matematycznych, do ogólnego rozmiaru kraju najlepszych w Europie rzemieślników roboty sprowadzone. Te i inne starań Komisji Edukacji skutki oczywistemi są troskliwości jej o dobro Ojczyzny sobie powierzone dowodami. Nic jej nie było pożądańszego jako zamysły i roboty swoje pod sąd oświeconej narodowej powszechności poddać. Tym końcem ustawy edukacji, jako skład prawideł postępowania swego, i zbiór przepisów na świat wydać kazała. Tym końcem coroczne uczniów popisy w przytomności zaproszonych obywatelów odprawiać, oraz corocznie od generalnych wizytatorów szkół doniesienia do siebie przysyłać rozrządziła.
W żadnym kraju wprowadzenie układów poprawy i odmiany nie idzie z łatwością. W żadnym dziele człowieka niemasz zupełnej doskonałości. Czas, doświadczenie i wytrwanie, dozór zwierzchności, zaręczyć mogą sprostowanie, coby jeszcze nie było w swej klubie, i wykonanie zawsze trudne, acz najlepszych ustaw. Dzieła przez się dobre, choć od niedoskonałości niewolne, nigdy się nie lękają słusznego sądu i gorliwej o dobro publiczne chęci, która nie wykorzenia, gdzie hodować, nie wywraca, gdzie odnowić i wspierać, nie niszczy, gdzie poprawić potrzeba.
Przypisy
(Zbiór Praw Sądowych, wyd. Dudkiewicza, Warszawa 1874, str. 42, 53, 244, 259, 264)
Art. XXI. O chłopach
Artykuł XXXII. O Żydach .
Artykuł IV. O duchownych Cz. I. 42, 53.
Artykuł V. Trybunał duchowny krajowy.
Ponieważ najistotniejszą jest własnością najwyższej zwierzchniości kraju, aby poddanym swoim administrowała w państwie sprawiedliwość, utrzymując wszelkie dawne prawa, ewokacji za granica broniące, ustanawiamy u nas trybunał duchowny, który, nie dopuszczając spraw do Rzymu, ostatecznie przez apelacją przechodzące do siebie sprawy rozsądzać odtąd w państwie będzie.
(Notatki kanclerza Bjezborodki, cyt. u Smoleńskiego, Pisma, I, 376)
Z powodu zbliżającego się w Polsce sejmu zwyczajnego pan poseł hrabia Stackelberg w depeszy swojej do hrabiego Nikity Iwanowicza (kanclerza Panina) przedstawia potrzebę zaopatrzenia go w list, któryby mógł według okoliczności okazać (une lettre ostensible). Dla redagowania takiego listu, pan poseł objaśnia, że ze spraw, które przedstawione będą do dyskusji sejmowej, na osobliwsza uwagę zasługuje projekt kodeksu, ułożony przez ex-kanclerza Zamoyskiego. Pomimo należytego dla rzeczonego projektu uznania, pan poseł uważa, że tenże przyjętym być nie może, albowiem ex-minister, nie trzymając się ściśle norm jurydycznych, wkroczył w sferę konstytucji rządowych. Otwiera możność powiększenia władzy królewskiej przez udzielenie monarsze prawa kontroli nad sądami. Pan poseł oznajmia, że poczytuje za obowiązek swego urzędu nie dopuścić do zatwierdzenia projektu, choćby ten wniesiony został na sejm skonfederowany. Zdaniem jego, możnaby zaproponować, żeby sprawa tak ważna, jak roztrząśniecie projektu kodeksu, zamiast przedstawienie jej do uciążliwej dyskusji w licznem zgromadzeniu, oddana była pod rozwagę osób, umyślnie w tym celu wybranych. Uwagi Jej Cesarskiej Mości były następujące: „Żądamy przez posła list zredagować w terminach ogólnych żądać, żeby sejm ten rozpoczęty, kontynuowany i zamknięty był z pożytkiem dla najjaśniejszej Rzeczypospolitej i dla ugruntowania w niej konstytucji, zagwarantowanej przez Jej Cesarską Mość. Jej Cesarska Mość jako gwarantka, poleca posłowi mieć podczas sejmu baczność i przestrzegać, żeby całość konstytucji najmniejszemu nadwerężeniu nie uległa. Żeby nie dopuszczono niczego takiego, co by ujawnić mogło ducha wzburzenia”. Zresztą, Jej Cesarska Mość nie chciała wdawać się w dyskusję na temat kodeksu Zamoyskiego, nie widząc go. Poleciła tylko, aby pan poseł na zasadzie listu, jaki otrzyma, zwalczał wszystko, coby w projekcie sprzeciwiało się obecnemu systemowi rządu polskiego lub nie odpowiadało naszym interesom.
(List do Augusta Sułkowskiego 12 września 1781 . Kwartalnik historyczny 1910 , 536)
Pytasz mnie WPan, w jakiej epoce, mojem zdaniem, znajduje się Polska? Ponieważ moim obowiązkiem jest nie rozpaczać nigdy o Rzplitej, mówię sobie chętnie, że kiedy Ludwik Młody odtrącił Eleonorę, prawie połowa jego królestwa przeszła w ręce Anglików. Że później Henryk V angielski został ukoronowany na króla Francji, następnie Gwizjusze, a po nich książęta krwi burbońskiej wprowadzili armaty króla hiszpańskiego w mury Paryża podczas dziecięctwa Ludwika XIV. A jednak ten sam Ludwik XIV doprowadził monarchję francuską do najwyższego szczytu poważania, jak nikt inny przed nim. W tych przykładach szukam pobudek do pociechy. Powiesz mi WPan, że trzebaby znaleźć dla Polski takiego Henryka IV? Tylko Opatrzność może go jej dać wraz z okolicznościami pomyślnemi, w którychby mógł działać, jak jego pierwowzór.
Pozostają wszystkie usterki wynikające ze złego ustroju. Na to są tylko dwa lekarstwa. Trzeba oświecać umysły i czekać na okoliczności. Te ostatnie zależne od woli Boga mogą nadejść nagle, albo bardzo nieprędko. Pierwsze zadanie spełnia gorliwie i z powodzeniem Komisja Edukacji Narodowej. Coprawda, okropne lekcje jakie otrzymała Polska dzięki wypadkom ostatnich 14 lat, również bardzo przyczyniły się do zwalczanie przesądów, które je sprowadziły. Koniec końcem powiem WPanu, że nie uważam naszego narodu za bliski upadku, uważam go raczej za naród jeszcze niedojrzały, niż zgniły.
(Szulc: Polska w roku 1793[1], Drezno 1876, str. 134-135)
Księżna poszła spać o drugiej, to tez wstaje miedzy 10-t ą a 11-tą. W łóżku znajduje już albo parę przyjaciółek, które o wczorajszym zebraniu uwag swych udzielają i słuchają, co ona powie, umawiają się na zabawę dzisiejszą lub wszelki inny interes równie pilny; albo na stoliczku spostrzega ładny liścik od dawnego kochanka, parę pism od dwóch nowych, którzy od wczorajszego wieczora do jej triumfalnego wozu się zaprzęgli i rejestr uczuć swych i życzeń przesłać pośpieszają, lub wyskakuje co prędzej z łoża, wsuwa się w zachwycający stroik poranny, obwiązuje główkę białą, indyjską, śnieżnej świeżości chustką, tak, że z pod niej ledwie parę błyszczących widać oczek i spieszy, aby nie chybić schadzki, naznaczonej w Saskim Ogrodzie; albo drzwi sypialni otwierają się z cicha i wybrany wsuwa się, siada u nóżek, czekając przebudzenia, gdyż w tej samej chwili, gdy wchodził, piękna pani najgłębszym snem zasnęła; albo dzwoni o ranny posiłek i rozkaże wpuszczać gości z przedpokoju, to jest po większej części przekupniów wszelkiego rodzaju, płci obojga, z nowemi towarami, staremi rachunkami i malarzy, poetów, wstydzących się żebrać ubogich, kamieniarzy, rzeźbiarzy, wirtuozów zapraszających się na koncerta, nowoprzybyłych fryzjerów Paryża, zęborwaczy itp. W ciżbie tej znajdują się i gwiaździści panowie, którzy nie wahają się przez żonę wpływać na męża, i księża gotowi do głośnego odczytana czegoś z gazety toczącego się sejmu, adwokaci, facjendarze zajmujący się interesami pieniężnemi i prawnemi jasnej pani. Czasami księżna proszona była na śniadanie do miasta, do Mokotowa, Marymontu i nie śmie opuścić zręczności, lub posiedzenie sejmowe ma być zajmujące i ważne, lub przybył handlarz z końmi angielskiemi, które musi oglądać, lub na ostatek wojska przegląd na placu, muzyka u świętego Jana lub meble nowe dostał Jasiewicz i Hampla. Trzeba to wszystko obejrzeć, użyć, osądzić, zawyrokować, jedno po drugim, jedno przez drugie, z roztargnieniem lub rozwagą, w dobrym lub złym humorze, pochwalić lub zganić. Trwa to godzinę lub sekundę, co dzień po jednemu czy Raszem wszystko bywa różnie. Do godziny drugiej lub trzeciej interesa się te ułatwiają, następuje ubranie paradniejsze. Powóz zachodzi, pani wsiada. Forrejter ledwie może utrzymać niecierpliwe konie, woźnica wysoko na koźle klaska z bata i popędza, sługi zamknęli drzwiczki, wołając: jedź! I ekwipaż wyjeżdża z podwórza przez wrota, a tymczasem pięciu lub sześciu lokajów w liberji z niebezpieczeństwem życia czepiają się z tyłu powozu, jeden do drugiego poprzylepiani i całą masą kołyszą się w lewo i prawo.
Przypisy
(Szulc: Polska w roku 1793, Drezno 1876, 159, 182)
Zwykle poczynały się assamble po obiedzie, a trwały aż za północ. Łączyły w sobie wszelkie zabawy, grę, muzykę, bale, podwieczorek, kolację i konwersację. Polskie upodobanie szczególnie w dostatku i zbytku tu się z całą świetnością objawiało. Kilka sal ostawiono stołami, które się rzeczywiści pod ciężarem uginały. Jedzenia do wszystkiego rodzaju było do przesytu. Wina węgierskie, francuskie, hiszpańskie i niemieckie, które gdzieindziej ledwo się kosztują i używają pod drobinie, tu się lały jak woda. Wódki podawano w ogromnych kielichach. Limoniada, oreada, bawaroaza stały w naczyniach ogromnych, w jakich gdzieindziej piwo dają. Kawa i czekolada nieustannie się lały z olbrzymich srebrnych imbryków. Stosy a góry konfitur, owoców, grzanek na wielkich talerzach krążyły po samach nieustannie. Czeredy obżartuchów próbowały, do jakiego stopnia siła ich trawienia te amalgamy zniesie, a nerwy smaku wydołają. Tak samo używano w innym sposobie tańca w sali balowej w oczach, w ramionach, w objęciach najpiękniejszych kobiet. Napawano się rozmową ludzi najdowcipniejszych, lub puszczano się w zapasy z losem na bank pełen złota i pokusy. W ścisku tym równało się wszystko, w niczem miary i delikatności nie zachowywano. Kto miał suknię taką, że mógł się publicznie zareprezentować w towarzystwie, nie pytano go o nic więcej. Żadne ciekawe wejrzenie, żadne pytanie niedyskretne nie drażniło miłości własnej, najpiękniejszą dłoń mógł ująć do tańca, jeśli już wprzódy innemu nie została przyrzeczoną. Najdostojniejsze osoby siadały z nim do gry, najrozumniejsi ludzie wdzięczni byli, jeśli koło ich słuchaczów powiększył. Nawet niezgrabność w obejściu i pożądliwość w używaniu przyjemności nie raziły tu bardzo w towarzystwie usposobionem do takiego życia, a niezbyt dbałem o ład i porządek. Wrzawa i ruchliwość napitych, egoistyczne odosobnienie się żarłoków, wesołość i roztrzepanie tancerzy, upór graczów, ślepota i głuchota szczęśliwie zakochanych. Paplarstwo deklamatorów chciwych oklasków i wiele innych rzeczy okazywały się na ten raz, jak zwykle gdzie tłum jest wielki, w świetle złagodzonem, a najtrwożliwsze umysły czuły w sobie coraz żywiej krążącą krew i miasto zbyt surowego sądu o napitym śpiewaku stojącym obok, wymownym paplarzu poza sobą, skocznym tancerzu przed sobą, uśmiechały się dobrodusznie na ten raz nad temi sprawy ludzkiemi.
Końcem tych wrzaskliwych zabaw było powszechne znużenie. Najpierw ustawali zajadający, zapijający i nieszczęśliwi gracze. Tancerze rozmiłowani i szczęśliwi gracze w karty odchodzili ostatni. Biedni dyplomatycznie ajenci zapłaceni tylko za to, by słuchali i patrzyli, co się święci, a nazajutrz w poselstwie sprawę zdać mieli, - wychodzili po wszystkich. Zwykle jadła i napoi zostawało jeszcze tyle, że służba potem miała czem przeładować swoje żołądki i zalać przytomność sobie zupełnie aż do ostatniej iskierki. O zachowaniu i zamykaniu resztek, które nie mogły być zjedzone i wypite, w żadnym domu polskim niema mowy. Jeśli marszałek potrafi coś uratować, to pewnie nie dla pana, ale na korzyść własną.
Wielkie bale maskowe, które w czasie karnawału dawać było zwyczajem, zbliżały się bardzo do tych uczt, a co się tyczy tłumu, liczniejsze jeszcze gromadziły. Zwykle poprzedzała je kolacja na sto dwadzieścia osób, a na niej maski wypuszczano. Na bale te i na uczty wprawdzie wydawano bilety, ale tylko dlatego, że miejscowość tylko pewną liczbę osób dopuścić dozwalała. O wyłączeniu osób, o wydzieleniu pewnego towarzystwa nie myślano wcale. Każdy taki wieczór mógł kosztować od pięciuset do dwóch tysięcy dukatów. Że w tem nie ma przesady osądzić łatwo, zważywszy, iż przy najskromniejszym urządzeniu innego wina nie podawano, tylko szampańskie i burgundzkie. Co tygodnie reduta w dwóch miejscach się odbywała. Naprzód w salach za teatrem, których było dwa większe, a dwa mniejsze, potem w pałacu Radziwiłłowskim na Krakowskim Przedmieściu, mianowicie na pierwszym piętrze, w jednej bardzo obszernej sali, trzech mniejszych i kilku pokojach przyległych. Lokal ten jest o wiele mniej świeży, mniej ozdobny i porządny od pierwszego, ale daleko więcej jest zwiedzany, bo tu cena biletu do wnijścia o parę złotych jest mniejsza, a swoboda masek większą. Jedynym śladem policji redutowej jest wymaganie złożenie szabli przy wnijściu. Psy bez trudności wchodzą za swymi panami. Domino lub Tabaro widać tu rzadko bardzo i to na obcych, którzy po raz pierwszy na polskiej reducie się znajdują i ubierają się tak, jak jest w zwyczaju gdzieindziej. Tu każdy przychodzi, jeśli nie ma schadzki i nie obawia się zazdrosnych oczu sukniach codziennych, z twarzą odkrytą. Maski charakterystyczne nie należą tez do lepszego świata z wyjątkiem ukrywających się pod niemi dla jakiegoś figla albo dla miłosnego porozumienia. Wybierają jak najpospolitsze postacie: mnichów, stróżów, woźniców, kozaków, djabłów, żydów, nietoperzy itp. Gdy kobiety się przebierają, to najczęściej za żydówki, rusińskie chłopki, turczynki, wieśniaczki itp. mniej więcej smakownie i bogato. Liczba osób na reducie chodzi zwykle od dwóch do trzech tysięcy. Znajduje się tu, co kto może zażądać do jedzenia, do picie i smakowania. Nie brak naturalnie i banku faraona.
(Pamiętniki Jana Dukana Ochockiego, Wilno, 1857, tom I, str. 40 - 49)
Właściciele na jednej lub dwóch wioskach zajęci byli gospodarstwem, w pocie czoła i pracy uczciwej szukając dochodu z posiadłości. W dnie powszednie mało się kto ruszał, chyba za interesem, ale w święto prawie zawsze gościa spodziewać się było potrzeba. Przeto jegomość choć zwykle w domu w samym tylko żupanie chadzał, a latem w białym dynmowym, miał na podorędziu położony kontusz, który się na pas i żupan wdziewa, co się zwało „na opaszki”, a jejmość także kontusik drojetowy, futerkiem jaki okładany, spadek po babce lub dar pani, u której była na respekcie, a do niego soboli z kitką kołpaczek. Leżało to pod ręką, by w skok gotowi być mogli oboje państwo, gdy chłopiec, od rana czatujący na drabinie u komina, zakrzyknął: Goście jadą! Naówczas usłyszawszy klaśnięcie z batoga, wszystko co żyło, ruszało się w domu, hajduk szybko naciągał czekczery i lejbik, żeby się z posługą u butelek nie opóźnić. Jegomość brał co najprędzej kontusz a jejmość kołpaczek i strój niedzielny. Tymczasem, powolnie posuwał się powóz ku dworowi, czy to żeby tłustych nie mordować koni, czy też żeby dać państwu czas do przygotowania się na przyjęcie, a stangret nie żałował ręki i nieustannie z bicza walił a walił. Zajeżdżała tedy kolasa lub gdańska kareta przed ganek, a gdy państwo z dziećmi byli, towarzyszył im często syn pierworodny na kucyku.
Gospodarstwo wychodzili naprzeciw, jegomość wprowadzał uroczyście i ceremonialnie opasłego sąsiada wystrojonego wspaniale i przy pałaszu, jejmość, małżonkę jego – tak wchodzili do bawialnego pokoju. Nie obeszło się bez komplementów, bez ceregielów u drzwi, na progu i przy zajęciu miejsca, gdy zasiadali. Następnie gospodarz powstawszy prosił o odpasanie pałasza przyczem nie pominiono znowu długich grzeczności i wrzekomego oporu, ale w ostatku usilnem naleganiem pokonany gość odejmował broń i w komitywie gospodarza składał ją w głównym kątku pokoju. Tuż i hajduk wchodził, niosąc na tacy parę butelek i jeden mniej więcej półkwartowy kielich. Ten gdy wzajemnie całując się spełniono, butelki były wprędce suche i na skinienie pańskie hajduk, który je wyniósł, powracał z czterma, a do nich z kielichem większego rozmiaru. Czasem się gość wymawiał, ale w tem była sztuka gospodarza uprzejmego, aby tak przekonywujące wynajdować zdrowia, a do nich sentencje i teksta łacińskie, żeby gość od wychylenia wiwatu wyłamać się żadną miarą nie mógł. Powitanie łaskawego sąsiada stosowało się do godności – stolnikowi, cześnikowi lub t. p. ręce tylko ucałować było potrzeba, kasztelanowi, a broń Boże wojewodzie, plackiem do nóg. Jeżeli sąsiad był z żoną i córkami, jejmość przyjmowała kobiety w drugim pokoju czyli alkierzu, jak go podówczas nazywano. Tam dla nich podawano kawę, gdyż herbaty nie używano jeszcze, tylko na lekarstwo i to z szafranem, a gdy damy po cichu sobie gwarzyły, w pierwszej pili i rozpijali się rozczuleni sąsiedzi. Podchmieleni, już na wyjezdnem, strzemiennego jeszcze na stopniach karety lub kolaski wychylić musieli. Gościnność nie ustawała często nawet za bramą. Po wyjeździe gości, jeśli jegomość był w stanie zrobić examen z synów przytomnych – Quid fuit dictum? – wypytywał ich zaraz – o jakich mówiono materjach z panem sąsiadem? Jakich tam pryncypalnie użyto frazesów? Jakich sentencji łacińskich itp. Jeżeli synowie czego zapomnieli, nie ominęły ich pewnie rózgi lub dyscypliny, toteż przez cały przebieg bytności gościa słuchali pilnie i z największą uwagą, stojąc zdaleka, bo ani usiąść, ani się nawet oprzeć nie było wolno. Życie obywateli na wsi było tak jednostajne, monotonne, że dzień do dnia podobien był jak dwie krople wody. Jegomość, jak skoro na brzask, obchodził gumna, obory, stajnie, kuchnie i wszytko co do jego departamentu gospodarskiego należało. Z nim często dawały się słyszeć krzyki, skutek bolesnych razów, któremi winnych obdzielał nie odkładając. Nie przeszkadzało to do odmawiania koronki lub różańca, którego z rąk nie wypuszczał. Jejmości zimą dobrze przededniem budziła swoje dziewki i fraucymer do wrzecion i kołowrotków, ale i tu się rzadko bez huku i hałasu nie obchodziło. Wielka księga w jaszczur oprawna i na klamry zapinana nie odstępowała jejmości, z niej codzień odbywało się nabożeństwo. Potem dosyć rano jeszcze następowała kawa. Czasem się i dziewczynie, która ją przynosiła, placek jaki oberwał, jeśli podana była nie tak, jak potrzeba. Po mszy świętej przed obiadem, który o samej dwunastej podawano, oboje państwo z księdzem kapelanem szli na chwilę do apteczki. Z powrotem ich przyjemna woń kminku rozchodziła się po pokoju i każdy piernik lub tłuczeniec miał w ręku. Obiadek bywał skromny, na cynie. Dom szlachecki miał rzadko więcej nad jeden tuzin łyżek i sztućców srebrnych, a to chowano w kolbuszowskim biurku pod kluczem jegomościnym dla gościa. Dla pani i pana były sztućce osobne, uprzywilejowane, reszta stołowników, domowych, nawet ksiądz kapelan, jedli łyżkami blaszanemi. Barszcz z rurą i kiełbasą lub groch ze schabem, dobry rosół z kury, sztuka mięs, kapłon, to były najpospolitsze potrawy. Wieńczyła obiad duża flasza miodu lub konkokcji, do której i ksiądz kapelan był dopuszczony.
(Pamiętniki Kajetana Koźmiana. Poznań 1858, I, 91)
Wioski szlacheckie w pomieszanym sposobie przez szlachtę zagonową i chłopstwo zamieszkane były. Jak zabudowania szlacheckie nie różniły się od mieszkań włościańskich chyba gdzie niegdzie jakim dworkiem, tak mieściły w sobie ludność prawie niczem co do obyczajów nie oddzielającą się od chłopstwa. Szlachtę jednak można było rozeznać po kroju sukien, po kolorze, a szczególnie po szabli przy boku. Bardziej ona była podobną była niebieskim kolorem kontuszów, kapot lub opończą z szarego sukna do mieszczan rolniczych osad niż do chłopów. Zbliżała się atoli do tych ostatnich rzadko goloną brodą i wąsami nieschludnie utrzymywanymi, buty musiały być koniecznie na obcasach dla różnicy od podkówek chłopskich, lecz brudne i cuchnące dziegciem. Kobiety uboższej szlachty ubierały się jak mieszczki w jupki, w półsalopki z białem futrem, lecz koniecznie w kornecie meblowym lub gazowym z kwiatkiem lub wstążką, które od majętniejszych obywatelek dostawały. Szlachcic miał za ubliżenie godności szlacheckiej jechać wozem niekutym w podkładach bez kilimka. Wolał Żyda spędzić z kutego wozu i przymusić go, aby go wiózł, gdzie mu kazał. Gdy szlachecka bryczka zaturkotała, chłopi zwykle ustępowali z drogi i zdejmowali czapki, Żyd zaś, obejrzawszy się, zacinał konie i uciekał. Szlachta tego rodzaju powszechnie wybierała sobie z najbliżej mieszkających obywateli swego patrona, któremu już dopisywała na sejmikach, zjeżdżała do niego, w święta wstępowała z kościoła, nie żeby się dowiedzieć, co się dzieje w kraju, lecz po nakarmieniu się lepszą strawą, po zakosztowaniu wina, miodu lub piwa, po jaką radę lub protekcją w sprawie, po otrzymanie jakiego daru z trzody lub stada, po pozwolenie wrębu do lasu lub pastwiska na niwie sąsiedniej. Niechże Bóg zachowa odmówić którego żądania, zabór uczynić w trzodzie, siekierę lub strzelbę zabrać, zemsta nieubłagana i odpłata wotami i obelgami na sejmikach. Majątek ojca mego otaczały trzy szlacheckie ludne wsie obejmujące przeszło dwieście szlachty zagonowej i cząstkowej, między którą znajdowało się wielu naszych krewnych. Skoro zbliżały się sejmiki, już się dom nie zamknął od odwiedzin. Nie dość było przyjmować, karmić, poić przemijających się koleją gości, potrzeba było jeszcze obmyślić w drodze do Lublina dla podróżujących po karczmach wygody, na popasy i noclegi, opatrzyć je słomą, sianem i obrokami, posługą. We wsiach ojca mego nie brakowało na kucharkach i kucharzach, robiących pańszczyznę lub służących dworsko za gajowych, strzelców lub lokai. Ci musieli przypomnieć sobie dawną swoją sztukę i w tych najętych oberżach kuchmistrzowa, a leśniczowie, ekonomowie, pisarze i domownicy krewni i szabelni szermierze, których obywatel przy sobie żywił i odziewał, marszałkowali lub gospodarzyli. W Lublinie dom pusty przeznaczony był na nocleg dla braci szlachty. Niektórzy mieścili się po klasztorach, po stajniach i zabudowaniach klasztornych. Jedli na kurytarzach zakonnych lub na jakichże kurytarzach w kamienicy pojezuickiej ojca mego, gdzie ośmdziesiąt osób za stołem pomieścić można było, a biesiadnicy mieniali się koleją, o co nieraz do bitwy i scen przychodziło. Stoły pokrywano prostemi obrusami, talerzami cynowemi. Sztućce kładziono w drewno oprawne proste, łyżki cynowe, lecz gdy te szlachta łamała lub brała, zastąpiono je blaszanemi. Przecież trudno było dostarczyć tych porządków stołowych. Codzień nikły ze stołu nie tylko noże, łyżki, widelce, lecz obrusy. Musiano płótnem i gwoździami obijać stoły.
(Ustawy powszechne dla dóbr moich rządców. Podług egzemplarza drukowanego tego roku w Siemiatyczach za rozkazem J.O. Księżny Jabłonowskiej. Warszawa 1786-1787. VIII, 4 – 11, VII, 118)
Anna z książąt Sapiehów księżna Jabłonowska, wojewodzina bracławska, dama orderu św. Krzyża. Wszem wobec i każdemu z osobna, osobliwie rządcom hrabstwa mego siemiatyckiego, do wiadomości podaję, iż mając politowanie na osierocenie białych głów i ich w początkach wdowieństwa ciężkość, ten dla nich wzgląd świadczę, ażeby każda wdowa, która dzieci już dorosłych odumarłych od ojca sobie zostawionych mieć nie będzie, od daty owdowienia swego przez rok cały od wszelkiej była wolna powinności dworskiej. Dlatego pan gubernator każdej takowej wdowie bilet wolności rocznej pod pieczęcią dworską wydać ma i w rewizji pisarzowi prowentowemu dzień osierocenia zaraz zanotować każe.
Po pomyślnym stanu włościan roztrząśnieniu znalazłam, że póty los ich podlegać wszelkiemu zewsząd uciemiężeniu będzie, póki pewne i trwałe ustawy nie zabezpieczą ich majątku i nie ograniczą oraz tak ich powinności, ażeby nigdy ani pomnożenie ani zmniejszenie być nie mogły arbitralna rządców wolą. Gdy więc pomiar ostatni gruntów równy dla każdego gospodarza zrobił ich podział, więc każdy w swoim obrębie ma: roli w trzech rękach morgów 12, sianożęci 2, ogrodu i placu siedzibowego 2. Od tego więc momentu jak na podobnej włościanin osiędzie, to i podpisem na nią od dziedzica prawa zaszczyconym zostanie, staje się jej właścicielem wraz z sukcesorami swemi na lat 50, której odmienienia, zamiany lub całej onej odjęcia pod żadnym pretekstem nikt mocy nie ma, i sam nawet dziedzic, chyba za dobrowolną z gospodarzem umową, po którym to lat 50 upłynionym przeciągu, gdy gospodarz złotych sto dziedzicowi, za nowe tegoż prawa potwierdzenie zapłacić zechce, wnijdzie znowu w spokojne na lat 50 tejże roli użycie. Roli pańszczyźnianej podział między dzieci być nie może, ale starszy zawsze dziedzicząc majątek ojca spłacić braci i siostry powinien, ale dla drugich synów nową rolę dwór wyznaczyć ma. Majątek powszechny i pospolity włościan że się składa z kasy publicznej, z magazynu publicznego, z pasieki wiejskiej, więc należeć będzie do wszystkich generalnie gospodarzy przestrzegać tego całości. Dom miłosierdzia, stajnia wiejska, dom sądowy, dom dla umarłych, dom na konopi suszenie, porządek ogniowy, place młodzieńskie[1] do porządnego utrzymania do wszystkich wspólnie włościan należy.
Defektem jest zawsze powszechnym rym lubić się stroić nad możność i stan. Odtąd nikt z mieszczan i z mieszczanek miasta bławatnego[2] nic na sobie nosić ważyć się nie powinien, ani białogłowy kornetów[3] wymyślnych zażywać do ubrania swego, mężczyźni sukna, kamloty[4] lub inne wełniane materje, równie jak i białogłowy, którym dla łatwiejszego uprania dymy[5] mohylowskie, płótna, kartuny[6] nosić nie będzie zbronno. Żeby zaś emulacji nawet względem formy ubrania nie było, wszystkie dziewki i mężatki, według przybitego modelu na ratuszu być ubrane mają, a jeśli białogłowy mężatki zechcą spodnice i kamizelki używać, będzie wolno, lecz zawsze na głowie ubiór z dziewkami mieć mają i gatunek wełniany lub lniany na odzieniu swoim a nie bławatny. Daje im się czas do zrobienia tej w domu odmiany, po którym wachmistrz dobrego porządku, widziawszy kogo na ulicy idącego ubranego nie podług ustaw miejskich, z żołnierzami dworskimi na rynku powinien każda taka osobę rozebrać i zabrać dla siebie całego ubrania występnego jego zbiór i porządek.
Przypisy