since 1995
Teksty źródłowe do nauki historji w szkole średniej z zachowaniem pisowni i słownictwa oryginału. | |
Zeszyt 27 | |
Kraków 1924 rok W świetle źródeł przedstawił |
a). Utwierdzenie Litwy
(Kronika litewska Bychowca, Połnoje sobranje russkich lietopisiej. XVII, str. 543)
I był wieliki kniaź Kazimir siem hod (1440 – 1447) kniaziem litewskim, i panstwa wsi, szto wielikomu kniastwu prysłuchajut, w ciełosti obierżał i w pokoi, i katoryje ziemli nie chotieli jego posłuszni byt` i k’wielikomu kniastwu, i on tych wsi prywernuł (przywrócił) i wsi państwa wpokoił.
b). Zrównanie i odrębność Litwy.
Pierwszy przywilej ziemski Litwy, wydany przed wyjazdem na koronację.
(Codex epistolaris III, str. 9 ) - w streszczeniu.
Wilno 2 maja 1447.
Nasamprzód więc przerzeczonym książętom, prałatom, panom, szlachcie i miastom WKs Litewskiego, Rusi, Żmudzi etc. Daliśmy i przyzwolili nieodwołalnie... te same prawa, wolności i swobody, jakie mają prałaci, książęta etc. królestwa polskiego.
c). Rozległe granice od strony Moskwy.
Traktat miedzy Wasylem a Kazimierzem 31.VIII.1449.
(Akty zapadnoj Rossii, I, str. 62).
... Ja kniaź wielikij Wasilej i moja bratja małodszaja dali jeśmo seś zapis bratu naszemu Kazimiru, korolju polskomu i wielikomu kniaziu litowskomu i ruskomu i żomojtskomu i inych, szto jeśmo wziali z nim bratstwo i ljubow i wiecznoje dokonczanije... A w wotczynu, brate u twoju, mnie i mojej brati mołodszej i wo wse twoje wielikoje kniżenije, ni u Smolenesk ni wo wsi smolenskije mista, szto izdawna k’Smolensku podjahło, i w Liubutesk, ni wo Mcensk, ni wo wsi u twoi ukrainnyi mista, szto izdawna k’tym horodom podjahło, nie wstupatysia (nie mieszać się)... A kniaź wielikij Borys Aleksandrowicz tferskij i so swojeju brateju i z bratanyczi swoimi w twojej storoni... A w Nowogorod wielikij i wo Pskow i wo wsi nowogorodskije i wo pskowskije mista tobi korolju i wielikomu kniaziu ne wstupatysia, a ne obiditi (trapić) ich, a imut li ti sia Nowogorodcy i Pskowiczy dawati, i tobi korolju ich nie pryjmati... A kotoryi wołosti ili obroki (dochody) potjahnuli nowgorodskije k’ Litwie zdawna, a mnie wielikomu kniaziu budut Wasilju w to ne wstypatysia po dawnomu... A werchowskii[1] kniazi szto budut izdawna dawali k’Litwie, to im i niniczi dawati, a bolszy togo ne premyszljati... etc.
a). Żądania Litwinów.
(Długosz, Dzieje, V, 25).
Gdy więc prałaci i panowie przybyli do Brześcia, książę Kazimierz przyjął ich dobrotliwie, a następnie przez kilka dni toczyły się między nim a radnymi pany wzajemne układy o przyjęcie rządów królestwa, przy czym przez różne zastrzeżenia, drogi i sposoby nie mniej żądano, jak odstąpienie Litwie ziemi podolskiej, łuckiej i Oleska[1]. Sam także książę Kazimierz, radami i wywodami Litwinów poduszczony, ze względu na dawne i nowe przysięgi, którymi się zobowiązał do połączenia rzeczonych ziem z księstwem litewskim, że pod tym tylko warunkiem przyjmie koronę polską, jeśli te kraje Litwie będą odstąpione. Gdy zaś radcy koronni odpowiedzieli, że warunków przez księcia Kazimierza podanych w żaden sposób nie przyjmą, i już wszyscy postanowili wrócić do Parczowa, a stamtąd udać się do Mazowsza do księcia Bolesława, niektórzy z panów polskich, nie życzący sobie rządów Bolesława z obawy utracenia dóbr królewskich, usilnymi namowy i obietnicami starali się wymóc zezwolenie na księciu Kazimierzu i Litwinach. Przekładali, że gdy książę Kazimierz rządy w Polsce posiędzie, mieć będzie zupełną możność odstąpienia i darowania Litwie ziem podolskiej, łuckiej i Olecka, na wzór ojca swego, który je Spytkowi z Melsztyna, potem księciu Świdrygielle, a na koniec wielkiemu księciu Witoldowi darował, i przyrzekali, że do tego wszelkimi siłami przykładać się będą. Te rady, tak płocho podawane, wielkie królestwu polskiemu zrządziły szkody, jak to niżej opowiemy. Jakoż książę Kazimierz, zniewolony takimi namowami, wezwawszy posłów polskich na radę, zwłokę dotychczasową w przyjęciu rządów królestwa usprawiedliwiał wielu powodami, a zwłaszcza nadzieją, ze brat jego Władysław mógł jeszcze pozostawać przy życiu. W końcu oświadczył, że elekcję powołującą go do rządów królestwa polskiego na część przenajśw. Trójcy i całej niebieskiej hierarchii przyjmuje, wszystkie prawa i przywileje królestwa potwierdzi i dzień św. Jana Chrzciciela (24 czerwca) roku przyszłego na koronację swoją naznacza. Na żądanie zaś radców koronnych to oświadczenie swoje i obietnicę zaręczył aktem piśmiennym, który oddano do rąk podkanclerzowi królewskiemu polskiemu Piotrowi ze Szczekocin, dla złożenia w skarbcu koronnym w Krakowie.
b). Federacja zamiast wcielenia.
(Codex epistolaris I, Cz. 2. str. 12).
Brześć litewski 17 września 1446.
My Kazimierz, z Bożej łaski wybrany król królestwa polskiego, wielki książę Litwy, Rusi etc. oznajmujemy niniejszym wszystkim komu wiedzieć należy, żeśmy pragnąc, aby sławnego królestwa polskiego i wielkiego księstwa litewskiego książęta, prałaci, panowie, możni, szlachta i mieszkańcy, w związku miłości, jak dawniej zostawali, i nadal trwale pozostali, na tym zgromadzeniu niniejszym przerzeczone królestwo polskie i wielkie księstwo litewskie, obojga państw jednomyślną radą, chęcią i przyzwoleniem, w braterski związek, złączyli, skupili i skojarzyli, chcąc być ich panem i rządcą, za zrządzeniem Boskiej łaskawości. Przeto państwa te od wszystkich nieprzyjaciół, z którejkolwiek strony wpadających, bronić obowiązujemy się, i przyrzekamy naszym słowem książęcym dla przyjęcia diadematu i korony królestwa polskiego na przyszły św. Jan Chrzciciel do Krakowa przybyć, tam się koronować, a wszelkie prawa i przywileje książąt, prałatów, panów, możnych, szlachty i miast obu państw, tj, Polski i Litwy, potwierdzić.
Potwierdzenie przywilejów poprzedziły długie układy, ponieważ Polacy żądali, aby w nim było wymienione „wcielenie” Litwy i ziem ruskich, Litwini zaś przeciw temu protestowali. Nareszcie pod zagrożeniem konfederacji przeciwko królowi dokonał Kazimierz potwierdzenia, ale w wyrazach ogólnych, nie krępujących go.
(Długosz, Dzieje, V, 131).
Piotrków 30 czerwca 1453.
... Przyzwał do siebie starszyznę panów i dwunastu szlachty, w obecności których orzekł potwierdzenie zupełne praw koronnych i przed Zbigniewem kardynałem zapewnił je uroczystą przysięgą w tych słowach: „ ja Kazimierz, król polski, wielki książę litewski i dziedziczny pan Rusi, przysięgam, ślubuję i przyrzekam na tę świętą boską Ewangelię, że wszystkie prawa, swobody, przywileje, zapisy i nadania mego królestwa polskiego, duchowne i świeckie, kościołom i królestwu polskiemu, biskupom, książętom, panom, rycerstwu, miastom, mieszkańcom kraju, zgoła wszystkim poddanym wszelakiego stanu i powołania przez świętej pamięci monarchów, królów, książąt i jakichkolwiek panów i dziedziców królestwa polskiego, a mianowicie przez Władysława ojca i Władysława brata mego, królów polskich, udzielone, przyznane i darowane, utrzymam, zachowam i wykonam we wszystkich warunkach i punktach. Cokolwiek[1] zaś niesprawiedliwie od tego królestwa oderwano albo wydarto, to według możności mojej usiłował będę przywrócić i z całością państwa spoić. Granic jego nie uszczuplę, ale owszem całymi siłami przyrzekam ich bronić i starać się o ich rozszerzenie. Tak mi Panie Boże dopomóż i ta święta Ewangelia”. Po odebraniu takiej przysięgi prałaci i panowie nie chcieli już od króla większych żądać rzeczy, w nadziei, że umysł jego chory, jeśli nie racja, to czas uleczy, gdy zwłaszcza poznali, że Litwini, dla dobra których w nie potwierdzaniu przywilejów tak dzielnym okazał się zapaśnikiem, chwiali się w wierności i przywiązaniu ku niemu.
Król ostatecznie stanowisko federacyjne Litwy utrzymał, ale osobnego wielkiego księcia jej nie przyznał (unia personalna). W ziemiach ruskich pozostał stan istniejący: Polacy zatrzymali Podole, a Litwini Wołyń i Kijowszczyznę. Współżycie jednak i czas upodobniały rzeczywiście coraz bardziej Litwę do Polski.
(Długosz, Dzieje, V, 32, 46).
We czwartek po święcie Nawiedzenia N.P. Marii (6.VII.1447) król Kazimierz naradzał się z prałatami i panami królestwa polskiego w sali malowanej (na Wawelu), któremu z dwóch spierających się spółzawodników miał złożyć posłuszeństwo, czy papieżowi Feliksowi V, obranemu przez sobór bazylejski, który przebywał w Genewie, jak o to prosili i nalegali posłowie soboru, czy Mikołajowi V, który w Rzymie wysiadywał i listami tylko wzywał króla do złożenia sobie posłuszeństwa. Oświadczył się wreszcie na stronę Mikołaja Rzymianina, nie usłuchawszy rady niektórych prałatów i panów, którzy mu przekładali, że bezpieczniej było rzecz zostawić w odwłoce. Wyznaczono posłów mających się udać do papieża Mikołaja w imieniu króla i królestwa. Król za radą panów świeckich kazał im prosić i trzy rzeczy: naprzód o prawo nadawstwa do wszystkich beneficjów, po wtóre o dziesiątą część dziesięcin w całym królestwie na lat sześć, po trzecie o wolność pobierania grosza św. Piotra na lat kilka. Na zjazd lubelski (w maju 1448) przybyli posłowie królewscy wysłani poprzednio do Rzymu z oświadczeniem posłuszeństwa Mikołajowi papieżowi, a wraz z nimi Jan, biskup kameryński, legat papieski, który na posłuchaniu publicznym wyrzekłszy krótką mowę do króla, oddał mu należną pochwałę z powodu wyznanego posłuszeństwa, po czym złożył królowi w darze przysłaną od papieża różę złotą, ważącą 100 czerwonych złotych (dukatów)... Na osobnym zaś posłuchaniu wręczył królowi bullę, dozwalającą mu obsadzić 90 godności kościelnych w całej prowincji gnieźnieńskiej, tudzież inną z nakazem, aby duchowieństwo tejże prowincji złożyło zasiłku na wyprawę przeciwko Tatarom 10 000 czerwonych złotych.
Król jednak na tym nie poprzestał, tylko przy każdym wyborze nowego biskupa posyłał do kapituł polecenia swego kandydata (litterae instantionales), a duchownych, którzy mu się sprzeciwili, prześladował, np. też Długosza w roku 1461 (wojna o biskupstwo krakowskie). Oświadczył bowiem, że każdy biskup jest senatorem, więc król nie może ścierpieć w swojej radzie człowieka niepewnego patriotyzmu.
(Długosz, Dzieje, V, 170).
Tymczasem (w czasie wojny pruskiej) króla doszła wieść, podobna wcale do prawdy, że w krajach niemieckich ściągano wojska za staranie i nakładem mistrza niemieckiego, który dla zebrania pieniędzy na to potrzebnych prawie wszystkie zakonu swego dochody częścią posprzedawał, częścią przefrymarczył. Nakazano więc rycerstwu, ale tylko Wielkopolski, aby pod Chojnice zbrojno wyruszyło. We czwartek przed dniem Podwyższenia św. Krzyża (12 września 1454) przybył król do Cerekwicy, gdzie rycerzy wielkopolskich zastał w rozprószeniu i nieładzie i musiał ich dopiero zbierać i łączyć. Jakoż ci, zapomniawszy dawnej karności rycerskiej, posłuszeństwa i uszanowania dla króla i Rzeczypospolitej, którym się ich ojcowie zalecali, wychowani w rozkoszach, próżniactwie i biesiadniczych zbytkach, miasto wojny zajęli się sporami i zażądali od króla potwierdzenia swobód dawnych, a nadania nowych, oświadczając, że w razie przeciwnym nie pójdą wcale do walki. Król zatwierdził dawne prawa i natarczywość zadań zaspokoił.
Podobne żądania przeprowadziło rycerstwo małopolskie w październiku 1454 roku w Opokach, a tak powstały statuty nieszawskie.
(M. Bobrzyński: O ustawodawstwie nieszawskim. Kraków 1874).
a. Statut małopolski.
Nieszawa 11 listopada 1454.
Paragraf 29. Jeśliby się zdarzyło, że który szlachcic od mieszczanina ranę poniesie, tedy szlachcic raniony może krzywdy swej przed sądem ziemskim dochodzić przeciw raniącemu i wywołać go do sądu jako magdeburskiego przed sąd ziemski.
Paragraf 31. Wszelkie przywileje, przyznane przez nas Żydom w królestwie naszym przebywającym po dniu naszej koronacji, a przeciwne prawu boskiemu i ustawom ziemskim, w zupełności odwołujemy, znosimy i uznajemy jako nieważne i nieobowiązujące.
b. Statut wielkopolski.
Nieszawa 12 listopada 1454.
Paragraf 33. Aby zaś Rzeczypospolita na przyszłość zdrowszym sposobem była kierowana, chcemy i niniejszym stanowimy, żeby żadne nowe urządzenie prywatną naradą nie było wprowadzane, ani też aby jakaś wyprawa bez pospolitego ziemskiego sejmiku na przyszłość żadną miarą nie była podjęta; lecz wszystkie rzeczy nowego pomysłu aby na sejmikach, przed ogóły ziemskie przedtem obradzone, były ustanawiane i uchwalane.
Następują rządy sejmikowe, jako przejście do rządów sejmowych, gdy z czasem z wysłańców sejmików na sejm utworzyła się izba poselska. Sejm dotychczasowy był bowiem raczej senatem, z dygnitarzy (możnowładców) złożonym. Jagiellonowie popierali ten ruch ogółu szlacheckiego i z niego wybierali swych działaczy
Jakkolwiek to znaczne rozszerzenie izby uprawnionych do udziału w rządach było pożądane, to jednak dalej nie poszło, owszem ogół szlachecki nadużył swej władzy do pognębienia warstw niższych. Zaczęło się zaś od mieszczaństwa na podstawie statutu małopolskiego. Później przyciśnięto chłopów.
a. Rozruch krakowski i sąd na mieszczan 1461–1462.
(Protokół miejski. Codex epist. I, cz. 2, str. 211).
Pan Andrzej Tęczyński, brat JWP Jana z Tęczyna, kasztelana krakowskiego, oddał płatnerzowi Klemensowi pewną broń do naprawy, po której to naprawie za robotę płatnerz żądał 2 zł. Pan Andrzej zaś ofiarował mu tylko 18 groszy[1], których gdy przyjąć nie chciał, p. Andrzej wzburzony wybił go za to w jego własnym domu. Gdy ujrzawszy p. Andrzeja, płatnerz ów zawołał: „O panie, pobiłeś mnie i spoliczkowałeś w domu moim szpetnie, ale mnie już więcej nie uderzysz” – pan Andrzej roznamiętniony wpadł ze synem i służbą na niego, bijąc go obnażonymi mieczami i drągami w obecności pachołka miejskiego, który był posłany dla bezpieczeństwa. I tak pobitego zostawili, póki go inni współobywatele do domu nie zanieśli.
Zbiegła się szybkim pędem z ulicy Grodzkiej i innych niezliczona gromada pospólstwa aż do magistratu z wyciągniętymi mieczami i napiętymi do strzału kuszami i krzyczeli do rajców: oto jaki gwałt popełniono, wiele to razy skarżyliśmy się wam o krzywdy nasze, lecz nigdy o obronę naszą nie dbacie! A gdy rajcy odpowiedzieli, że królowa posłała po p. Andrzeja, a obie strony zakładem pieniężnym zobowiązała (aż do rozstrzygnięcia sprawy po powrocie króla z wojny) – tłum wykrzykiwał: „Słowami nas zbywać przywykliście, a jednak on na złość i na hańbę nam wszystkim dotychczas po rynku się przechadza. A kiedy nas bronić nie chcecie, to my się sami obronimy. Do broni, do broni!”.
Tymczasem na wieży kościoła Mariackiego uderzono w dzwon. A biegnący pędem od ratusza ścigali p. Andrzeja aż do klasztoru franciszkańskiego. Tam gdy go szukano, niejaki Jan Deyswon z Warszawy, któremu podobno kilka złotych dał p. Andrzej przemówił do zgromadzonych w te słowa: „Pan Andrzej zdaje się na łaskę i prosi was o bezpieczny przewód, chcąc oddać się na ratuszu w ręce panów rajców”. Lecz ci, którzy to słyszeli, zawołali na innych: jest tu, jest tu! Pan Andrzej zaś, wystąpiwszy, prosił aby go nie zabijali, oddając się im w niewolę. Ale tłum jeszcze bardziej szalał – a gdy p. Andrzej chciał poskoczyć do zakrystii, jakiś drab wierch ciemienia jakby czub kukułki ściął mu z głowy, a inni wpadający do zakrystii dobili go, rozmaite rany i ciosy zadając, nie poszanowawszy Najświętszego Sakramentu, który był na ołtarzu w monstrancji wystawiony. Było to w czwartek 16 lipca 1461 roku.
Szlachta króla do zemsty podniecała, więc ze względu na najusilniejszą z jej strony podnietę król wyznaczył sejm walny do Nowego Miasta Korczyna na św. Mikołaj (6.XII.), na który całą radę miejską oraz przełożonych kupców i rzemieślników zacytował p. kasztelan w sprawie wypłaty wspomnianego zakładu, a p. Jan, syn p. Andrzeja w sprawie morderstwa ojca. Na ten sejm panowie rajcy posłali rzecznika z przywilejem (Kazimierza Wielkiego), w którym wszyscy mieszkańcy miasta uwolnieni byli od stawania przed jakimkolwiek sądem poza murami miasta. I nie chcieli sądownie odpowiadać na zarzuty pana kasztelana. Lecz zupełnie wbrew i na zgubę prawa miejskiego uchwalono. Miasto skazane zostało na rzecz p. kasztelana na zapłatę zakładu, na rzecz p. Jana na głowy za morderstwo ojca.
Król potem przybył do Krakowa i posłał z zamku do ratusza z żądaniem, aby wydano mu winnych w tej sprawie. Odpowiedziano, że żadnego tej zbrodni nie znają pp. rajcy, ponieważ żadna poważna i dobrego imienia osoba w tej przygodzie udziału nie brała, lecz tylko tłum luźnych osób i sług rzemieślniczych, którzy po większej części pouciekali. Lecz król ponownie posłał, zapowiadając: oto pan kasztelan tych obwinia: Stanisław Leimiter, który, gdy to się działo, był burmistrzem itd. ... (3 rajców, 5 z gminy i przywódcę pachołków miejskich). Panowie rajcy nie chcąc naruszyć posłuszeństwa wobec króla, zwłaszcza, ze JKM zadał wydania wymienionych sobie, a nie stronie, pojechali na wozach z obwinionymi do zamku i oddali ich królowi, nie jako winnych i przekonanych, ale jako niewinnych i nie przekonanych. Pan Kasztelan wielkim zabiegiem domagał się ich ścięcia, lecz król z panami swoimi sprzeciwiał się i nie chciał do tego dopuścić, póki by bratanek kasztelana, według prawa polskiego, winnych nie zaprzysiągł. Wreszcie p. Jan sześciu zaprzysiągł (między mini burmistrza), którzy przygotowani potem świętymi sakramentami, pod nową okrągłą wieżą zamkową w narożniku naprzeciwko Wisły ścięci zostali 15 stycznia 1462 roku.
W średnich wiekach w braku właściwych winowajców odpowiedzialni byli przedstawiciele gminy, że się jak to dzisiaj w czasie wojny zdarza. Zakład wynosił 80 tyś zł., ale zniżony został skutkiem interwencji króla do 6 200 zł.
b. Pieśń współczesna o tym wypadku.
(Średniowieczna poezja polska świecka, wyd. Wierczyński, Bibl. Nar. Nr 61 str.109).
c. Wierszyk przeciw nastrojowi z roku 1599.
(Czas, 1856, 23 stycznia).
(Volumia legum I, 172).
Kraków 6 marca 1454.
Kazimierz z Bożej łaski król polski, wielki książę litewski i dziedziczny pan Rusi. Na wieczną rzeczy pamiątkę. Lubo łaskawość królewskiej dostojności naszej, którą Bóg dobrotliwy natchnąć nas raczył i która z wrodzonego pochodzi usposobienia, wszystkich żądających wsparcia i opieki na łono miłosierdzia swego rada przyjmuje – gorliwiej wszelako wspomagać, bronić i osłaniać zwykła tych, którzy ku nam i królestwu naszemu tak gorącą i serdeczna pałają miłością, że są przekonani, iż jedynie nasza prawica zdolna jest odwrócić niezliczone klęski i uciski od srogich ciemiężców doznawane, którzy obecnie krusząc jarzmo dumy, łakomstwa i przemocy, tuszą najmocniej, że tylko nasze berło, spod którego na nieszczęście swoje wyszli, sprawiedliwie rządzić i władać nimi potrafi.
Tymi wielu innymi, jawnymi i prawymi pobudkami spowodowani, znagleni i zniewoleni, za radą biskupów, książąt, panów i innych mieszkańców królestwa, księstwa i państw naszych, za ich wyraźną wolą, życzeniem i zgodną uchwałą, abyśmy nie zdawali się przeciwić wyrokowi i łasce Boga, która dziedzictwa nasze z niesłusznego zaboru wyzwalając, w świętej litości swojej wrócić je nam postanowiła, abyśmy oraz nieszczęśliwych i uciemiężonych poddanych naszych, którzy ze łzami o pomoc wołają, nie opuszczali, z obawy wreszcie iżby państw, posiadłości, ziem i dziedzictw naszych inny jaki nieprawy przywłaszczyciel nie zajął i w krwawe nie wciągnął nas wojny: na cześć Boga wszechmocnego i Jego rodzicielki Marii Dziewicy, św. Wojciecha męczennika, św. Stanisława, pierwszego męczennika polskiego, oraz wszystkich zastępów niebieskich, postanowiliśmy rzeczone rycerstwo, miasta, ziemian i wszystkich mieszkańców ziem pruskiej, chełmińskiej pomorskiej i michałowskiej, położonych na lądzie i morzu, a chętnie, dobrowolnie i z wszelkim poddającym się posłuszeństwem, pod nasza opiekę, rząd i władzę przyjąć. Jako z brzemieniem niniejszego pisma, nie z powodu jakiegoś błędu czy nieprzezorności, ale za pełną naszą wiadomością i wolą, w imię Boże bierzemy i przyjmujemy, ziemie i państwa wyżej wymienione królestwu polskiemu przywracamy, z nim jednoczymy, do niego włączamy i wcielamy – z prawem uczestnictwa we wszystkich zaszczytach, prawach, swobodach i nadaniach, które biskupi, panowie i szlachta polska dotychczas uzyskała.
(Długosz: Dzieje, V, 170).
W środę więc, nazajutrz po św. Lambercie (18.IX.1454) na polu pod miastem Chojnicami sprawiono i urządzono szyki do boju. Po nieszporze dopiero począł się ukazywać nieprzyjaciel, na trzy tylko podzielony hufce. Ten ujrzawszy wojsko królewskie i jego mnogość, wielce się przeraził, ale podobny przestrach opanował i wojska króla Kazimierza. Niewiele bowiem w nim było wyćwiczonych w boju, ale najwięcej nowo powołanych, którzy, jako to ludziom wrodzone, przy pierwszym spotkaniu poczuli trwogę. Z początku szczęście sprzyjało orężowi królewskiemu, legło trupem wiele nieprzyjaciół i przednie zastępy ich wszystkie złamane i pobite zostały na głowę, wszyscy wodzowie nieprzyjacielscy, a między nimi sam książę żagański Rudolf, polegli. Ale potem nieprzyjaciel, ścisnąwszy swoje hufce, na Polaków rozbiegłych i porozdzielanych począł śmielej nacierać. Wnet rozrzedzone ich hufce nieprzyjaciele trwogą przejmować albo do ucieczki zmuszać zaczęli. Tymczasem wśród toczącej się jeszcze walki wojsko królewskie, tylną straż składające, jakąś nagłą trwogą przerażone, a żadną koniecznością[1] nie przymuszone, zwróciło się do haniebnej ucieczki. Król jak tylko mógł z największą skrzętnością usiłował pierzchające zatrzymać szyki i odnowić walkę. Ale trudno było strwożonym wlać do serca odwagę. Sam król o mało nie wpadł w ręce nieprzyjaciół, z zaciętą bowiem wytrwałością dotrzymywał placu, usiłując odświeżyć bitwę, i zaledwie ci, którym jego straż była powierzoną, zdołali gwałtem opierającego się zabrać z pola i do ucieczki zmusić.
Nigdy nie czytano w kronikach, żeby Polacy od tak słabego i nikczemnego nieprzyjaciela doznali klęski.
(Długosz: Dzieje, V, 331).
Piotr Dunin, zawiadomiony od szpiegów o znacznej sile nieprzyjaciela, nie chcąc dla szczupłej liczby swego wojska[1] narazić się na niebezpieczeństwo, umyślił nocą obejść nieprzyjaciela i połączyć się z oddziałem Wojciecha Górskiego. Czego gdy jednak dokonać nie mógł (przeciwnicy bowiem, kazawszy pościnać drzewa wszystkie, pozawalali drogi), ruszył, aby orężem otworzyć sobie drogę, z wojskiem ku obozom nieprzyjacielskim, a spotkawszy je pod miasteczkiem Puckiem, w piątek 17 września 1462 roku, bitwę stoczył. W pierwszym zaraz spotkaniu Paweł Jasieński, dworzanin królewski, herbu Gozdawa, na wymierzone już kopie nieprzyjaciół, szybko z boku skoczywszy, pomieszał je, tak że wszystkie ciosy chybiły. Za czym rycerze królewscy, pierwszy tworząc zastęp, snadno złamali przednie szyki nieprzyjaciół. Wszelako oni, nie zmieszani porażką, ruszyli znowu do bitwy. Wszczęła się na nowo z obu stron zacięta walka i trwała przeszło trzy godziny. Z jednej i drugiej strony padało wielu trupem, aż wreszcie znużone oba wojska jakby za wspólnym hasłem przerwały bój i cofnęły się do swych taborów. Po chwilowym wytchnieniu wyszły znowu obydwa, i nieprzyjaciel walczył z uporem jeszcze blisko godzinę. Polska piechota uderzyła na prawe skrzydło gęstymi z kusz strzałami. Nie mogąc wreszcie wytrzymać natarcia, z przodu konnicy z boku piechoty, pierzchnął nieprzyjaciel w popłochu. Piechota nieprzyjacielska schroniła się do taborów, zostawionych w tyle obozu, które osłaniały z przodu zasieki ostrokołów. Polacy rozpędziwszy się na koniach wpadli z największą odwagą na te ostrokoły. Wiele wprawdzie koni poprzebijało się i na miejscu padło, ale zasieki zostały wyłamane, a wozy i tabory nieprzyjaciela zdobyte. Zwycięstwo było zupełne. Król Kazimierz, wynagradzając rycerzy, którzy nad innych męstwem się popisali, jako to Piotra Dunina, Pawła Jasieńskiego i innych trzydziestu, rozdał im zaszczytne rycerskie odznaki.
(Dogiel: Codex diplomaticus regni Poloniae, IV, str.163).
Ziemia chełmińska z całą ziemią michałowską i całe Pomorze do nas i do królestwa naszego polskiego będą należały i patrzyły; prócz tego zamek i miasto Malborg, miasto Sztum, miasto Elbląg i miasto Christburg.
Wielkiego mistrza na księcia królestwa naszego polskiego przyjęliśmy, a przedniejszych komturów na członków naszej rady koronnej. Będzie zaś wielki mistrz zobowiązany w sześć miesięcy po wyborze osobiście przed nami się stawić i przysięgę winnej wierności złożyć. Którego to wielkiego mistrza i ziemie wszystkie pruskie, i teraz przezeń posiadane, i później nabyte, do królestwa naszego polskiego po wieczne czasy przyłączamy, spajamy i wcielamy, tym warunkiem i sposobem, aby z tym królestwem stanowiły jedno i nierozdzielne ciało, jeden lud, jeden naród w przyjaźni, związku i unii, nikogo innego prócz Ojca św. i nas i królestwo polskie za swoja głowę i przełożeństwo nie uznając.
Biskupstwo chełmińskie do kościoła gnieźnieńskiego ma powrócić, warmińskie zaś pod naszą, naszych następców i królestwa polskiego władzą, podległością i opieką będzie zostawało.
Na przyszłość do zakonu niemieckiego N.P.Marii w Prusiech mają być przyjmowane osoby sposobne także z poddanych wszelakich królestwa naszego polskiego i ziem jemu podległych, tak jednak, że powyżej połowy z nich przyjmować nie będzie zakon obowiązany.
Refleksja Długosza z powodu pokoju toruńskiego.
(Długosz: Dzieje, V, 455)
I ja piszący te kroniki czuję niemałą pociechę z ukończenia wojny pruskiej, odzyskania krajów z dawna od królestwa polskiego odpadłych, i przyłączenia Prus do Polski. Bolało mnie to bowiem, że królestwo polskie szarpane było dotąd i rozrywane od różnych ludów i narodów. Teraz szczęśliwym mienię i siebie i swoich spółczesnych, że oczy nasze oglądają połączenie się krajów ojczystych w jedną całość, a szczęśliwszym byłbym jeszcze, gdybym doczekał z łaską Bożą i zjednoczenia z Polską Śląska, ziemi lubuskiej i słupskiej[1], w której są trzy biskupstwa od Bolesława, wielkiego króla polskiego, i ojca jego Mieczysława założone, tj. wrocławskie, lubuskie i kamieńskie. Z radością zstępowałbym do grobu i słodszy miałbym w nim odpoczynek.
(Długosz: Dzieje V, 318).
Władysław, książę mazowiecki, zeszedł wcześnie ze świata w Rawie dnia 6 lutego 1462 r. Śmierć jego stała się niemałym powodem sporów o pozostałe po nim księstwa płockie i bełskie. Szlachta ziemi bełskiej, wezwana przez wysłańców królewskich do złożenia hołdu posłuszeństwa, z tej zasady, że książęta mazowieccy otrzymali ziemię bełską nie prawem dziedzictwa, ale z daru i nadania Władysława II, króla polskiego, wysłała do króla Kazimierza czterech panów swoich, którzy zamek wraz z ziemią bełską poddali rządom królewskim. Inaksze mieli chęci i zamiary Płocczanie, u których Paweł, biskup płocki swoim głosem i wpływem najwięcej przeważał. Nie sprzyjając wcale królowi Kazimierzowi, przyzwali Konrada, księcia warszawskiego, który był między bracią najstarszy, oddali mu zamek i ziemię płocką, i uznali go swoim panem. Nie chciały się poddać jego rządom zamki Rawa i Gostynin. Nie tajno było, że przechylały się na stronę królewską. Król Kazimierz w towarzystwie biskupa gnieźnieńskiego i znacznej liczby szlachty wyruszył z Piotrkowa (gdzie wyrok sądowy przyznawał mu ziemie mazowieckie) 4 grudnia 1462 r. Do zamków Rawy i Gostynina, trzymanych w imieniu króla. Szlachta obydwu powiatów wykonała przysięgę na wierność[1].
(Długosz: Dzieje V, 137, 142, 143, 144).
(We Wrocławiu 15 sierpnia 1453 r) ułożono ostatecznie małżeństwo między królem Kazimierzem a dostojną księżniczka Elżbietą, córką Alberta, niegdyś rzymskiego, węgierskiego i czeskiego króla, i umowę przedślubną stwierdził na piśmie Władysław król węgierski[1] i Kazimierz król polski...
W dzień uroczysty Oczyszczenia N.P.Marii (2 lutego 1454) zjechała do Cieszyna królewna Elżbieta z przystojną królewską okazałością i nawet o godzinę przybycie panów polskich uprzedziła. Towarzyszyli jej panowie i panie czescy, austriaccy, morawscy (i węgierscy)... Po dwudniowym w Cieszynie wypoczynku królewną Elżbietę oddano panom polskim. Z Cieszyna jechano przez Pszczynę, Oświęcim i Skawinę.
W sobotę, w dzień św. Apolonii (9 lutego 1454) Kazimierz, król polski, wraz z matką swą królową Zofią, Janem, arcybiskupem gnieźnieńskim, Grzegorzem, arcybiskupem lwowskim itd. ... wyjechawszy na powitanie swej narzeczonej królewny Elżbiety, przyjął ją z radością i wesołą twarzą. Wspaniale i przepysznie wydawał się król Kazimierz w swoim przebraniu pełnym blasku, gdy samo siodło, wędzidło, strzemiona i ubranie królewskie, prócz koni ubranych rzędami z aksamitu i złotogłowiu, na 40 tysięcy czerwonych złotych ceniono... Po wzajemnym powitaniu i podaniu sobie ręki, królowa Zofia wzięła narzeczoną królewską Elżbietę do swego powozu i przy odgłosie trąb już ku wieczorowi odwiozła do zamku krakowskiego, gdzie ją u podwojów kościelnych witał Zbigniew kardynał i biskup krakowski. A gdy królewna oddala pokłon Bogu i złożyła na ołtarzu ofiarę, odprowadzono ją do pałacu królewskiego.
W następującą niedzielę dopełnił ślubu kardynał, jako języka polskiego i niemieckiego świadomy, po czym arcybiskup gnieźnieński odśpiewał mszę uroczystą ku wezwaniu Ducha św. i rzeczoną Elżbietę na królową polską namaścił i koronował.
(P. Eschenloer: Geschichten der Stadt Breslau 1440 – 1479. Breslau 1828. t. II, str. 60, 65).
Papież rozkazał legatowi (Rudolfowi) niezwłocznie udać się do króla polskiego i prosić go, aby się podjął państwa czeskiego, co jeśliby uczynił, miał go legat z mocy papieskiej królem Czech ustanowić, a także mu pruskie kraje według układu (toruńskiego) potwierdzić. Gdy się tedy legat do Krakowa udał, posłał król po swoich radców, największych panów polskich, duchownych i świeckich, tak że zebrał wielkie i znamienite zgromadzenie (w lipcu i sierpniu 1467). Tam to prosił legat, a wraz z nim wszyscy panowie (niemieccy) z Czech, JKM i wszystkich panów polskich z cudnie piękną układnością, która by nawet kamień potrafiła zmiękczyć, aby królestwo czeskie przyjął, albo dał którego ze synów swoich, a pomógł przeciw Jerzemu. Oto mieli Polacy pod nogami szlachetny kraj śląski, piękne i urodzajne margrabstwo morawskie i sławetne margrabstwo łużyckie, mieli koronę czeską u stóp swoich, a nie chcieli jej! Pogardzili darem i odrzucili go i nie przyrzekli legatowi i tym, którzy z nim byli, niczego, tylko że drugie zebranie zwołają i potem dadzą papieżowi ostateczną odpowiedź. Ale legat nie chciał się tym zadowolić, tylko zadął jawnego przyrzeczenia już teraz. Tego Polak nie chciał uczynić, przeto legat i jego towarzysze stwierdzili to i poświadczyli w otwartym piśmie, że chcą mieć odtąd wolne ręce do poszukania sobie innego króla, albowiem chrześcijańska (katolicko – niemiecka) partia w Czechach nie może cierpieć dłużej zwłoki, tylko musi mieć pomoc przeciw swoim nieprzyjaciołom.
(J. Caro: Geschichte Polens, V, 492. Sprawozdanie krzyżackie)
Biskup chełmiński (Wincenty Kiełbasa) zwracając się do wielkiego mistrza jako do radcy korony:
Polecono mi wypowiedzieć zdanie i radę wszystkich panów, które są następujące:
Działo się to w jesieni roku 1469 na sejmie piotrkowskim, na którym zjawiło się poselstwo z Pragi, zapraszając Jagiellonów na tron czeski imieniem króla Jerzego o partii narodowej czeskiej (husyckiej), nowy zaś wielki mistrz był obecny celem złożenia hołdu.
(Długosz: Dzieje V, 57).
Po śmierci króla Jerzego w 1471 r, stronnictwo narodowo–husyckie wybrało królem Władysława, partia zaś niemiecko-katolicka już przedtem wybrała Macieja, który zajął czeskie kraje koronne (Morawię, Śląsk, Łużyce). Wyprawa wrocławska, podjęta celem odzyskania tych krajów, nie udała się, głównie z powodu nieudolności pospolitego ruszenia, i zostało wszystko po dawnemu: Władysław w Czechach, a Maciej w krajach koronnych. Podburzonych potem przez Macieja Krzyżaków i Warmian król wkrótce poskromił w 1478 (wojna księża).
W poniedziałek dnia 24 października 1447 roku, kiedy Kazimierz, król polski stał jeszcze obozem w bliskości Oławy (w około 60 000 ludzi), przybył Władysław, król czeski, z licznym wojskiem, w większej części z pieszego żołnierza złożonym. Miał ze sobą, jak sądzono, 20 000 ludzi zbrojnych. Powitany był od ojca i całego obozu polskiego z wielka radością. Po połączeniu obu wojsk ruszono pod Wrocław i poczęto go z jednej strony oblegać.
Maciej, król węgierski, nie czując się bezpiecznym w obrębie miasta Wrocławia, z obawy, aby przez nieprzyjaciół nie został zamknięty, przeniósł swój obóz do klasztoru św. Wincentego, który na kształt zameczku wałami, przekopami i zasiekami wokoło obwarował. Ludzie świadomi wojny doradzali obu królom, aby w mieście Oleśnicy osadzili załogę z kilku tysięcy złożoną dla przecięcia nieprzyjacielowi dowozu żywności, nadto aby zerwali groblę, którą rzeka Odra odprowadzoną była od dawnego koryta swego i spuszczoną pod Wrocław, a wrócili ją do pierwotnego łożyska, przez co Wrocławian pozbawią najważniejszej dla nich pomocy, wody i młynów. Ta rada, pod wszelakim względem tak mądra i zbawienna, przeciwnym głosem jednego senatora odparta i zniweczona została. Potem wojska polskie i czeskie rozsypały się wzdłuż i wszerz po krainie śląskiej, którą mieczem, łupiestwem i pożogami niszczyły, ale w tym plądrowaniu jako i w sprowadzaniu żywności nie zachowały żadnego porządku. Widząc Maciej, że obydwaj królowie z tak licznymi wojskami stali bezczynnie, wysłał na pogranicza ziemi wieluńskiej i Wielkopolski swoje poczty zbrojne, które w tych okolicach poczęły roznosić pożogi i spustoszenia. Z powodu niszczącej obozy polskie dwojakiej klęski, tj. głodu i gorączkowej choroby, do której przyłączyła się jeszcze trzecia, biegunka krwawa, obydwaj królowie, chociaż im sprzyjała pora łagodna i miła, musieli się skłonić do żądanego przez króla Macieja rozejmu, o który i wszystko wojsko wołało.
Traktat koszycki między Władysławem a Olbrachtem 20 lutego 1491 roku.
(Dogiel: Codex dipl. Poloniae, I, str. 79).
My, Jan Olbracht[1], z Bożej łaski na polu Rakos wybrany król węgierski, ogłaszamy niniejszym, że kiedy między najjaśniejszym panem Władysławem, z Bożej łaski królem Węgier i Czech, bratem naszym najdroższym, a nami po śmieci króla Macieja z powodu królestwa węgierskiego niemałe powstały różnice i spory, podobało się najjaśniejszemu panu Kazimierzowi, z Bożej łaski królowi Polski etc., najdroższemu nas obydwu ojcu, pośrednictwo między nas dzieci swoje położyć, i bitwę, do której z obu stron spieszono, przerwać i zawiesić, a spór podług swojej boskiej mądrości i ojcowskiej miłości załagodzić, za pośrednictwem przysłanych posłów.
A naprzód zgodzono się i postanowiono, że wspomniany król Węgier Władysław pozostanie prawdziwym i prawym królem węgierskim – dla zaspokojenia zaś brata, i za ustąpienie prawa, które on mienił do korony węgierskiej posiadać. JKM ma jemu oddać i przekazać w księstwie swoim śląskim grody i miasta niżej spisane. Naprzód całe księstwo głogowskie wraz z Sprotawą, Zielonogórą i Górą (Guhrau) – potem (w miarę opróżnienia lub wykupienia) księstwa (oleśnickie) Konrada Białego, dalej księstwo opawskie, wreszcie Karniów, Cwilin, Toszek, Bytom, Świrkliniec, Koźle, Głupczyce i Wodzisław. Jeśli kiedyś podatek czyli berna na Śląsk cały będzie nałożona, albo ziemianie do pospolitego ruszenia będą powołani, tedy poddani JO księcia nie mają się usuwać, ale wszelki swój obowiązek wykonać, z wyjątkiem samej tylko uprzywilejowanej osoby księcia.
Jeśliby JO książę J. Olbracht na króla był wyniesiony, tedy wszystkie wspomniane księstwa, grody, miasta i wsi JKMci albo jego następcom królom Węgier ma w całości zwrócić, gdyby zaś nie był na króla wyniesiony, a synów zostawił, tedy synowie w tych wszystkich księstwach mają po nim nastąpić.
Prócz tego postanowiono, że jeśliby kiedy zapisy i zobowiązania w sprawie królestwa węgierskiego, dane przez panów węgierskich cesarzowi i jego synowi, można odzyskać, mają zezwolić panowie i ziemianie węgierscy, aby w razie bezpotomnej śmierci KMci był wspomniany książę J. Olbracht królem wybrany[2].
a. Zapatrywania króla.
(Długosz: Dzieje V, 658).
Przeciw wielkiemu księciu Moskwy kiedy Litwini pragnęli wystąpić orężnie, odwodził ich od tego król polski Kazimierz. Mądrze i umiarkowanie odradzał im szukać starcia z księciem, którego wzmogły liczne zwycięstwa i skarby (zdobycie Nowogrodu 1478), zanimby – mało wyćwiczeni w boju sami – nie postarali się o posiłki wprawnych w boju żołnierzy z Polski. Niechby też niewiele pokładali nadziei w Rusinach do swego państwa należących lub jemu podległych, którzy dla odmienności wyznania byli im nieprzychylni i gotowi, w razie walki a Moskwą, przyczynić się raczej do zguby niż do zwycięstwa Litwinów. Chętnie tych słów mądrzejsi i rozważniejsi słuchali, uznawszy, że król prawdę mówił i przepowiadał.
Stanu wojennego nie było, jakkolwiek Moskale zarywali graniczne włości, ale obie strony wyrządzały sobie dotkliwe szkody.
b. Najazd Achmata w jesieni 1480 r.
(Sbornik Russ. Istor. Obszcziestwa t. 35, str. 518).
I Kazimir korol uczał pod gosudarem naszym podyskiwati i besermenstwo uczał na krestjaństwo izwoditi: k’ordinskomu carju Achmatu popsyłał swoich posłow, a nawodił jego na gosudarja naszego ziemlju, da i nawieł i prichodił Achmat na Ugru, a w woziech u niego byli korolewy ljudi.
Iwan III obronił się, Tatarzy musieli się cofnąć i w odwrocie zamordowali Achmata. Odtąd była Moskwa wolna od jarzma tatarskiego.
c. Spisek kniaziów ruskich na Litwie lata 1480 – 1481.
(Połnoje sobranije russ. lietopisiej. VI str. 224, 233).
Achmat prised sta u Worotyńska, ożidaja (żądając) k’siebie koroliewy pomoszczi; korol że nie pojde k’niemu, ni posla; bysza po niemu swoi usobici (wewnętrzne rozterki).
W lieto (od stworzenia świata) 6990 (1.IX.1480 – 30.IX.1481) byśt mjatież (bunt) w litowskoj zimli; woschotiesza wotcziczi Olszańskoj da Olenkowicz, da kniaź Fedor Bielskoj po Berezynju rjeku otsjesti na wielikogo knjazja litowskoj ziemli. Jedin iz nich obgoworił, korol że Olszańskogo stjał da i Olenkowicza, knjaź że Fedor Bielskoj pribiża k’wielikomu knjazju: „toliko był żeniłsa, da ostawja jeje, da pribieżał na Moskwy”, a kniaginju jego korol pojma. Mnogo że posyłał k’korolju knjaź wieliki, cztoby oddał jeje, korol że nikakoże ne otda.
Spiskowcy zamierzali nawet zamordować króla i jego synów. Król Bielskiej nie wydał, bo sama iść nie chciała („Siloju wolnych ljudej w newolju dawati nielzia”).
d. Spustoszenie Kijowa przez Mengligireja 1482.
(Połnoje sobranje russ. lietopisiej VI, str. 234).
Knijaź że wieliki posła k’Mengireju[1] k’krimskomu, poweli wojewati korolewu ziemlju. Mengirej że z siłoju swojejo wzja Kijew, wsja ljudi w polon powjede, i derżatielja (wojewodę Iwana Chodkiewicza) kijewskieg swiede s soboju i s żenoju i z djetmi, i mnogo pakosti uczynił, peczerskuju cerkow i monastyr rozgrabił, a inii bjeżali w pieczeru i zadchosza sia (udusili się), a sudy (przybory) służebnyi (cerkwi) Sofji wielikoj, zołotyj potir da diskos (kielich i patenę) prisłał k’wielikomu knjazju.
Aleksander do Olbrachta o ostatniej woli ojca (1496).
(Akty zapadnoj Rossii, t. I, str. 156).
Takoż pri iskonanii (zgonie) otca naszoho, korolja JMti (7.VI.1492) dobroj pamjati, powiedili pered nami rada nasza, kotoryi tohby pri Jmti byli, kak sia tohdy tyi rjeczi mjeli. Tohdy pri JMti byli: naperwej matka nasza, korolewaja JMt, a knjaź biskup wileńskij, a pan wojewoda wileńskij, a pan wojewoda trockij. I JMti korol, otec nasz, prikazał i porucził panom w korunie i wsiej korunie polskoj, aby mieli za pana twoju Mst, brata naszoho. Takoż JMt prikazał i porucził panom radje wielikoho kniaźstwa i wsiej ziemli, aby meme, syna Jmti, mjeli za pana tut u wielikom kniaźstwie litewskom.
Przy końcu rządów Kazimierza miała Litwa pewne straty terytorialne, ponieważ „ werchoccy” kniaziowie zdradzili i odeszli do Moskwy. Jednakże król, czując dobrze przesycenie Litwy żywiołem ruskim, nie myślał o to wojny prowadzić – dążył raczej do ugody z Moskwą i utwierdzenia jej przez małżeństwo Aleksandra z córką Iwana III. To była główna przyczyna przyzwolenia na osobnego wielkiego księcia na Litwie, bo król polski z prawosławną księżniczką ożenić się nie mógł.
(Monumenta Poloniae hist. III, str. 274).
W tym czasie Turcy w wielkiej ilości pływali koło Kaffy i Kilii[1], bo te dwa porty i te dwa sławne miasta mało co przedtem zajęte były przez Turków. I tak chcieli walczyć przeciwko Stefanowi (wojewodzie wołoskiemu). Jednakże Stefan nie chciał podlegać Turkom, ani hołdu składać, lecz uciekł się do Kazimierza, króla polskiego, prosząc o opiekę i pomoc. A tak król Kazimierz, zasięgnąwszy rady swoich panów, zebrał ze sobą żołnierzy zaciężnych polskich, czeskich i niemieckich, tudzież pospolite ruszenie ziem ruskich, przyległych Wołoszczyźnie, i z doskonale uzbrojonym a potężnym wojskiem wyszedł naprzeciw Stefanowi do Kołomyi. Stefan także ze swoimi panami wołoskimi uroczyście wybrał się do Kołomyi na spotkanie Kazimierza, aby hołd złożyć Polsce, co też uczynił. Po wspaniale urządzonym hołdzie, król ze swoimi wrócił do siebie. Stefan zaś, dotrzymawszy za zgodą króla zaciężnych polskich w niewielkiej ilości, z nimi i ze swoimi Wołochami tejże jesieni wystąpił przeciw Turkom, których zwyciężył i pogromił. A Polacy i Wołosi nawzajem sobie pomogli. Im na cześć Bożą we wszystkich kościołach krakowskich śpiewano wtedy: „Te deum laudamus”.
Żeby obezwładnić Mengligireja podburzył na niego Kazimierz Tatarów zawołżańskich, którzy istotnie chanowi krymskiemu srodze dokuczyli. Jednakże po niejakim czasie zdradzili i zwrócili się przeciw Litwie i Polsce – zdaje się, że z poduszczenia tureckiego.
a. Piotr z Bnina, biskup włocławski, do Gdańszczan.
(Codex epistolaris saec. XV, tom III, str. 341).
Ciechocin 30 września 1487 r.
Sławetni panowie, przyjaciele nasi mili! Oddano nam dzisiaj list od Najjaśniejszego pana, króla naszego miłościwego, z którego najprzyjemniejsze powzięliśmy wiadomości. Albowiem najdostojniejszy książę Olbracht, syn najjaśniejszego pana naszego, w sam dzień Narodzenia N.P.Marii (8 września), miał z Tatarami, z których 5 000 na tę stronę Dniepru się przeprawiło i posiadłości królestwa tudzież Litwy najechało w miejscu Kopestrzyn nazwanym, sławne starcie, w którym z łaski Najwyższego nad tym nieprzyjacielem najchwalebniejsze i nie tylko nam, ale i całemu chrześcijaństwu nader pożyteczne odniósł zwycięstwo. Z tych 5 000 podobno garstka się ocaliła.
b. Mikołaj Baisen, wojewoda malborski, do Gdańszczan.
(Codex epistol. III, str. 387).
Sztum 19 lutego 1491.
Naprzód moje przyjacielskie pozdrowienie z całą uprzejmością, szanowni panowie, roztropni rajcy, szczególnie mili przyjaciele! JKMość, mój pan najmiłościwszy, miał wczoraj u mnie swego posłańca i listem wierzytelnym, przez którego JKM kazał mi powiedzieć, że miał zamiar z Łęczycy udać się do naszych ziem pruskich, co jednak nie przyszło do skutku z przyczyny Tatarów, którzy tymczasem wpadli do ziem JKMci. Aby im opór stawić, JKM udał się w te strony, mianowicie ku Lublinowi, i z łaski Boga otrzymał nad nimi przewagę i zwycięstwo, tak że z 9 000 zaledwie uszło 50. Przeto mi JKM mi rozkazał, aby to doniósł waszym roztropnościom i innym, izby się wraz z JKMcią cieszyli i Bogu wszechmocnemu za to dziękowali.
Na tym zwycięstwie, odniesionym 25 stycznia 1491 roku pod Zasławiem, skończyła się sprawa z Tatarami zawołżańskimi. Przeszkodziło to jednak podjęciu wyprawy wołoskiej za Kazimierza.
(Długosz: Dzieje, V, 444).
Czas był u Polaków nie tylko roku bieżącego (1466), ale także ubiegłych lat, jakby w nieprawości wszelkiego rodzaju płodny... Włosy bowiem w tył czesać i zakręcać kędziory, dla przypodobania się niewiastom ubrania przystrajać. Na głowy w domu i poza domem we dnie i w nocy okrycia narzucać, miękkością ciała z kobietami współzawodniczyć, oto było owych czasów wielkie widowisko. Wielu nie obliczając się zupełnie ze swoim dziedzictwem, przetrwoniwszy czynsze, puszczało się na kradzieże i na rozboje. U niektórych bowiem Polaków zaznaczał się chciwy, dumny, słaby i zwyrodniały umysł, najsprawiedliwszym sprzeciwiający się rozkazom, o porządku religii chrześcijańskiej i – co przewyższa występki – o prawach boskich i kościelnych źle myślący. Zamiast siebie i nadużycia swoje, woleli poprawiać wyższe zarządzenia. Chełpiąc się czynami, cnotami albo obrazami przodków swoich, mówił niejeden górnolotnie, cały się nadymał, jakby sam wielkich i bohaterskich rzeczy dokonał, a bez zasługi będąc, zawsze się do przeszłości odwoływał. Koniec końców, aby nie o poszczególnych osobach, lecz o wszystkich sprawiedliwie napisać, powiem: przykazania boskie lekceważymy, groźbom Pisma św. nie dość wierzymy i bardzo mało troszczymy się o przyszłe życie i zbawienie wieczne, jak gdybyśmy zawsze tutaj żyć mieli.
Gdy humanistyczny światopogląd, zwracający się od trsoki o życie wieczne do troski o życie ziemskie, zawitał do Polski, nastąpił też wkrótce przełom ekonomiczny. Gospodarstwo czynszowe zamienia się na intratniejsze - folwarczne... Chłopi zamiast czynszu i danin muszą dostarczać roboty pańszczyźnianej i przytwierdzeni zostają do gruntu. Teraz szlachta mogła produkować nie tylko dla własnej potrzeby, ale na wywóz aż do Gdańska.
(Starodawnego prawa polskiego pomniki, V, 107).
(Rozprawy Akad. Umiej. filozoficzne IV, Mecherzyński, i XXIX , ks. Fijałek).
Celtis (także Celtes – właściwe nazwisko: Pickel), Konrad, wybitny humanista niemiecki, syn chłopa, 1459 – 1508, Kształcił się w Kolonii i w Heidelbergu (pod kierunkiem Agricoli), wykładał w Erfurcie, Rostoku i Lipsku, poczem wyjechał do Włoch; w roku 1487 uwieńczony został laurem poetyckim, jako pierwszy z Niemców, przez cesarza Fryderyka III w Norymberdze. W latach 1489 – 1491 przebywał w Krakowie, uzupełniając swe wykształcenie humanistyczne słuchaniem wykładów matematyki i astronomii. Równocześnie szerzył tu gorliwie humanizm, wygłaszając odczyty prywatne (w uniwersytecie krótko, tylko w roku 1490, wykładał Arystotelesa) i zakładając „Sodalitas literaria Vistulana” („Towarzystwo literackie nadwiślańskie”). Podróżował przy tem po Polsce, opisując swe wrażenia wierszem łacińskim, którym też upamiętnił miłość swą do mieszczki krakowskiej. Opuściwszy Kraków, wędrował po Niemczech, gdzie w Moguncji, Lubece i Wiedniu zakładał podobne towarzystwa, a na dworze wiedeńskim dał też inicjatywę do pierwszych przedstawień teatralnych. Ważnym dla poznania obyczajów niemieckich jest jego poemat „Situs et mores Germaniae”, zaś w „Odarum libri IV” znać głównie naśladownictwo Horacego. Żywa miłość ojczystego kraju przemawia w „De libelus” (1502) Podróżami swymi przyczynił się do wzmożenia humanizmu w Europie środkowej, wskazywał bardziej celową metodę nauczania, oczyszczał łacinę, podnosił znaczenie greki, propagował studium starożytnych „realiów”. (wg Encyklopedii Gutenberga).
a. Do Akademii.
O, jak mocne uczuwam serca bicie, jak wielka chwieje mnie obawa, gdy mam przemawiać wobec poważnych mężów krakowskiej szkoły, której sława tak głośno rozlega się po świecie. Stanęła bowiem na wysokim stopniu znaczenia przez uprawę nie tylko astronomii, ale wszystkich w ogóle nauk wyzwolonych, i świetnymi geniuszu płodami jaśnieje. Przebacz, proszę, uczone grono, przebacz miłująca nauki młodzieży i wy sędziwi słuchacze, niesforne brzmienie mojej lutni. Jeżeli teraz błahy śpiewak lada jako splata wyrazy, ukształcony później waszą nauką w struny uderzę wdzięczniejsze.
b. Do Wojciecha Brudzewskiego.
c. Ogłoszenie uwieńczonego (przez cesarza poety).
Jak pożyteczną i miłą, jak nawet niezbędną jest dla każdego umiejętność pisania listów, każdy sam z doświadczenia łatwo poznał. Ja sądzę, że człowiekowi wykształconemu nic piękniejszego, nic słodszego i chwalebniejszego zdarzyć się nie może, jak móc z nieobecnymi przyjaciółmi i nieprzyjaciółmi zabawić się listami, i obcowaniem duchowym za pośrednictwem listu zejść się. Radzić, pocieszać, odwoływać, pobudzać itd. w tym rodzaju więcej. Co jaką sztuką i nauką ma się dziać, Konrad Celtis w czwartek dnia 23 lipca (1489) wykładem na rozmaitych uwagach sławnych pisarzy opartym, tak wyjaśni, że u każdego wzbudzi podziw i zadowolenie. O godzinie 11 w auli węgierskiej.
(Joh. Ursinus: Modus epistolandi. Kraków 1495. k. 8).
Ursinus Jan, polski humanista, medyk i prawnik, krakowianin, kształcił się w Krakowie i we Włoszech, żył za Jana Olbrachta i Aleksandra, autor najdawniejszego zbioru listów, pisanych przez Polaka: „Modus epistolandi” (wydanie 1496, drugie wydanie w roku 1522).
Jan Ursinus do Macieja Drzewieckiego.
Kraków 4 lipca (bez roku).
Jest niedaleko klasztoru oo. Karmelitów posiadłość lekarza Charamanusa, którą rzeczka opływa, położona w miejscu uroczym i jakby na wiejskie rozkosze wymarzona. Tam to udaliśmy się i chwytaliśmy przez jakiś czas krogulce, jastrzębie, przepiórki i liczne inne ptaki. Potem pociągnął nas ku sobie niezrównany urok rzeczki, która okryta zielenią wierzbową, w swym kryształowym łożysku i wśród brzegów zielonych łagodnie płynęła, ryb rozmaitych dostarczając obfitość. Tym wszystkim przynęceni, zdjąwszy szaty i obuwie i chwyciwszy siecie, zacięcie łowiliśmy ryby, a tak bawiliśmy się, tak wykrzykiwaliśmy jak dzieci, tak przekomarzaliśmy się jak pijani, że mógł nas ktoś wziąć za oszalałych. Z rzeki przenieśliśmy się do sadzawki, napełnionej ogromną ilością ryb rozmaitych. Żony nasze stały w bliskości i panny niektóre piękne, złotem i kamieniami ozdobne i kwiatem umajone. Chociaż im wstyd zabraniał z nami się bawić, to jednak patrzały na nas, aby to, co się działo, krasić swą wesołością i śmiechem. Potem Konstancja, wyróżniająca się pięknością kształtów, chciała Jerzego Turzona poparzyć pokrzywą, lecz wpadła w wodę po pas, co niezmierną wywołało wesołość. Gdyśmy odeszli od rzeki i sadzawki, zastawiono wieczerzę z ryb i naszych ptaków, a było też dość wina węgierskiego i kreteńskiego. Po wieczerzy chciwie i żwawo, jak się to zwykle zdarza u rybaków, spożytej, nastąpiła piesza przechadzka między złotymi zbożami, zielonymi gajami i drzewami, które uginały się pod ciężarem owoców. Błąkaliśmy się długo, jedni śpiewali, inni brząkali na cytrze, inni stroili żarty z pannami i mężatkami. Wróciwszy do rzeczki, siedliśmy na murawie i dla ochłody spożywaliśmy zsiadłe mleko. Patrzyliśmy na wieśniaków, tańcujących aż do zachodu słońca, jak oni podpici wśród pląsów się przywracali i zabłociwszy się śmieszny przedstawiali widok.
(Mathias de Miechow[1]: Chronica 1519 – Scriptores rer. Pol. II, 257).
W celu wyboru nowego króla zjechali się w roku 1492 po ustanowieniu sejmu na dzień świąteczny Wniebowzięcia NPMarii (15.VIII.) do Piotrkowa magnaci i dostojnicy, prałaci, panowie i szlachta królestwa polskiego. A ponieważ czwartego z synów Kazimierza III, zaraz po śmierci króla, Litwini sobie zabrali i na wielkiego księcia wynieśli, przeto jednego z dwóch pozostałych Polacy w rozterce i z pewnym zastrzeżeniem umysłów wybrać usiłowali. Ogół szlachecki, rodzina Rożyców i miasto Kraków wraz z innymi miastami królestwa pragnęli, aby Jan Olbracht, jako starszy, objął rządy. Przeciwnie Zbigniew Oleśnicki arcybiskup gnieźnieński, wraz z książętami Mazowsza Konradem i Januszem, z Rafałem Jarosławskim marszałkiem koronnym, z całym rodem Toporczyków i jego zwolennikami, usiłowali wybrać i wynieść na tron młodszego Zygmunta. Wreszcie Jan Olbracht, przy pomocy matki swojej, królowej Elżbiety, która posłała do Piotrkowa zbrojny oddział, co najmniej 300 żołnierzy zaciężnych, poskromił sprzeciwiających się jego wyborowi i podkopujących jego stronnictwo. Dnia 27 sierpnia Jan Olbracht w Piotrkowie Trybunalskim królem Polski okrzykniętym i ogłoszonym został.
(Pamiętnik słuchaczy Uniwer. Jagiellońskiego 1887, str. 121).
Kallimachowe rady nie przechowały się we współczesnym rękopisie i były w późniejszych czasach powiększane i przekręcane, ale pień ich jest niewątpliwie autentyczny, bo główne wskazówki mogą się tylko do końca wieku XV odnosić.
Krótka historia wielkich mistrzów; w Scriptores rerum Pruss. IX, 27).
Łukasz Watzelrode, biskup warmiński, doktor praw, był to człowiek wcale uczony, lecz największy zdrajca z rodu Zakonowi najbardziej nieprzyjaznego. Ten tyle złego przez swoją niegodziwa zdradę Zakonowi wyrządził, że aż wstyd mówić. On to swoją namową pobudził króla, razem z pewnym zdrajcą Włochem zwanym pospolicie Filipem Kallimachem, którego papież z powodu jego zdrad z Włoch był wypędził, aby król Wołoszczyznę czy tez Podole zawojował i mistrza Zakonu tam umieścił, zabrawszy sobie pruską dzierżawę. Dałby Bóg, aby ten diabeł wcielony – o co codziennie Boga prosimy – był z tego świata zabrany, aby żyjąc dłużej jeszcze więcej złego nie wymyślił. Pośród pospólstwa mówią o nim, że gdyby go diabeł na drobniutkie cząsteczki posiekał, tak żeby go w beczce zamknięto – to i tak krwi polskiej z niego wyzbyć by nie można.
(Volumina legum I, 113).
Statuty te spisane były w Krakowie, ale uchwalone na sejmie piotrkowskim, który się odbył w marcu i kwietniu 1496 roku, a był pierwszym sejmem walnym, tj. poselskim (a nie dygnitarskim), jaki się wyłonił z sejmików kazimierzowskich.
My, Jan Olbracht, z Bożej łaski król polski, po wspólnej i długiej naradzie z prałatami, panami, szlachtą i posłami ziemskimi... na tym sejmie walnym piotrkowskim zebranymi, a przedstawiającymi całość tego królestwa z zupełnym pełnomocnictwem nieobecnych, postanowiliśmy wydać niżej przytoczone statuty i konstytucję po wieczne czasy trwałe – nieco podając ze statutów powyżej wymienionych (nieszawskich) i innych dawniej uchwalonych, nieco zaś na nowo[1], stosownie do potrzeb bieżących, zarządzając.
(Codex epist. III. Str. 443).
Orędzie Jana Olbrachta do brata Władysława, króla węgierskiego.
Wiemy, że nie tajne jest, jako od początku naszych rządów, a nawet przedtem działy się najazdy na nasze królestwo i wielkie szkody były wyrządzone ze strony Turków i Tatarów. Aby więc zaradzić temu złemu, odbyto wiele zjazdów, na których uradzono, że gdyby te grody, które zajęte były przez Turka (Kilia i Białogród) dla wojewody mołdawskiego (Stefana) odzyskano, byłby przystęp do nas wspomnianemu wrogowi zamknięty. Ale i wojewoda mołdawski ciągle upominał i prosił i przez lamentujące skargi nas pobudzał, abyśmy mu winną a przez św. pamięci ojca i przez nas obiecaną opiekę, jako hołdownikowi i poddanemu udzielili.
Kiedy zaś podjęliśmy wyprawę z wielkim kosztem i zbliżaliśmy się już do granico Wołoszczyzny, wtedy wspomniany wojewoda odmienił umysł i okazał swoją zdradę, albowiem oświadczył, że jest poddanym Turka, a przeto będzie naszym nieprzyjacielem.
Wtedy wracać nie można było bez wielkiej szkody, a jeszcze większej hańby, powzięliśmy pod przymusem odpowiednie a niezbędne postanowienie. Nie tyle dla pomszczenia wielkiej krzywdy przez wojewodę nam wyrządzonej, a raczej dla przygotowania sobie pewniejszej drogi dla dalszego prowadzenia podjętego dzieła, byliśmy zmuszeni oręż, który przede wszystkim w obronie wojewody podnieśliśmy, przeciwko niemu zwrócić. (Oblężenie Suczawy).
Tymczasem Bartłomiej Draffi, wojewoda siedmiogrodzki, wraz z innymi Węgrami, poddanymi WKMci, wbrew przymierzu i pokojowi wiecznemu między królestwami wypowiedział nam wojnę i ogłosił się nieprzyjacielem, a w liście swoim, który do nas napisał bezwstydnie się wyraził.
Przybył nareszcie w poselstwie marszałek WKMci, i na życzenie WKMci zgodziliśmy się, i ułożywszy pewne warunki z marszałkiem, ustąpiliśmy z Mołdawii.
Kiedy zaś powracaliśmy z Wołoszczyzny w myśl warunków przez posłów WKMci ułożonych, zostaliśmy osaczeni zasadzkami wojewody. Ten bowiem wojewoda, połączywszy się z Turkami, i co jest jeszcze trudniej do zniesienia, z Węgrami, niemałe nam w rzeczach i ludziach naszych szkody wyrządził. Wszystko to zaś wydarzyło nam się, gdyśmy zaufali przyrzeczeniom i układom z posłami WKMci umówionym[1].
(Marthias de Miechow: Chronica 1519. Scriptores rer. Pol., 262 – 264).
Roku następnego (1498) na początku maja połączeni Turcy, Tatarowie i Wołosi, wpadłszy na Ruś, ogromne spustoszenie w ludziach okrutnie wyrządzili. Leżeli wszędzie po drogach i polach zabici. Wszystkie miasta pod górami i dalej w głąb w kierunku Lwowa i Przemyśla aż do Kańczugi spalili, spustoszyli i zburzyli. I niedługi czas zabawiwszy, z bardzo wielka zdobyczą cało odeszli. Ta nowina gdy do Krakowa nadeszła, niemało wszystkie stany przeraziła. Wtedy to położono fundamenta do baszty przed bramą Floriańską (barbakan). Tatarzy zaś przy końcu lipca znowu na Ruś wpadli, i daleko i szeroko grasując ze zdobyczą do domu wrócili. Po Tatarach około św. Katarzyny tegoż roku Turcy podgórze ruskie koło Sambora i Halicza spustoszyli, nigdzie nie zaczepieni. Jednakże zrządzeniem Boga, czy też niepomyślnego dla nich losu, stało się, że od mrozu, zawieruchy, głodu i śniegow więcej jak 40 000 koni i ludzi u nich zginęło.
W roku 1500 około 8 czerwca znowu Tatarzy królestwo polskie nawiedzili i około Lublina, Turobina, Bełza, Krasnegostawu wyludniając spustoszyli. I niedługo potem (w sierpniu) Tatarzy znowu wpadli i straszliwie spustoszyli Ruś, Litwę, Sandomierz, Mazowsze i lubelską ziemię, Urzędów, Łańcut, Leżajsk, Krasnystaw, Zawichost, koło Opatowa, Lublina, aż do Brześcia Litewskiego. A uprowadziwszy wielką zdobycz swobodnie ustąpili, podczas gdy wszyscy wielmożni nędznie spali i żadnej obrony nie przeciwstawili. Ci zaś, którzy mieli Tatarom przeszkodzić i zstąpić im drogę: panowie Myszkowski wojewoda sieradzki i starosta lwowski, oraz Mikołaj Kamieniecki wojewoda sandomierski i starosta krakowski, wraz z resztą szlachty, bojaźliwie na Tatarów nie poskoczyli, chociaż ich liczba aż nadto była wielka.
Król kilka razy wyruszał z Krakowa na Tatarów, ale zawsze mu się wymknęli. Nareszcie koniec położyły tym najazdom pokój ze Stefanem wołoskim (który przestał być hołdownikiem Polski) i rozejm z Turcją.
(B. Stegemen: Hanseatische Chronik, Scriptores rer. Pruss. V, 498).
Za czasów tego króla (Olbrachta) był książę Fryderyk z Miśni (Saksonii) wielkim mistrzem w Prusiech. Ten nie chciał królowi hołdu złożyć i przysiąc[1], jak to jego poprzednicy czynili. Przybył tedy ten król Jan Olbracht (zbrojno) do Prus, do Torunia i zawezwał wielkiego mistrza do obowiązku hołdu, którego mistrz nie chciał złożyć. A król zachorował i umarł w Toruniu (17 czerwca 1501) niespodzianie i ciało jego zawieziono do Krakowa, gdzie leży pogrzebany.
Charakterystyka Olbrachta
(Mathias de Miechow: Chronica 1519, Scrips. rer. Pol.II, 498)
Był zaś Jan Olbracht, król polski, wysmukłego wzrostu, oczu piwnych, na twarzy miał pewne plamy i wyrzuty. Silny, kościsty i odważny, na piersiach, rękach i nogach zarośnięty, na głowie rzadkim a czarnym włosem pokryty. Był obdarzony rozumem i sprytem, w języku biegły, w mowie łacińskiej jakby jakiś retor (prócz polskiej i niemieckiej) ozdobnie i udatnie wprawny. Czytał historię i lubił dysputy uczonych. W chodzie prędki, występował często z mieczykiem u boku przypasanym; namiętnościom i chuciom jako żołnierz folgował. Jemu wspaniałomyślność, wiara, pewność, rada, mądrość i przemyśl w działaniu nigdy nie brakowały, ale fortuna, która nierówno dary swoje wśród ludzi rozmieściła, najczęściej jego sprawom była przeciwna. A tak stało się, ze kiedy we wszystkich Rzeczypospolitej potrzebach mądrze i szybko zaradzał, przeciwny los wszelkie zaradzenia obalał[2].
(Rzyszczewski i Muczkowski: Codex diplomaticus Pol. I, str. 345).
Ustępy od 1 do 12 jak w przywileju I z roku 1447 – następne rozszerzają odrębność Litwy i ograniczają władzę wielkoksiążęcą. Przywilej wydany wkrótce po wyborze Aleksandra na wielkiego księcia Litwy.
Wilno 6 sierpnia 1492.
(Sbornik Russ. Istor. Obszczestwa, T. 35, nr 24, 31, 35).
Pokój, w którym Aleksander odstępował Iwanowi III po krótkiej wojnie Wiaźmę i niektóre grody nad Oką, umówiony był w Moskwie 1 lutego 1494 roku, a spisany 7 tegoż miesiąca, po czym nastąpiła śwadźba 2 lutego.
A oposli ricz howorił pan Petr (Janowicz, wojewoda trocki): Aleksander, bożiju miłostju welikij kniaź wskazał na tebje welikoho kniazia Iwana Wasilewicza: koliż na to bożija wolja, priniali jeśmo meży soboju ljubow i bratstwo; ino chotili bychom z toboju lipszoho pożytja, byłaliby na to bożija wolja, aby jesi dał za nas doczku swoju, abychmo u wicznoj pryjaźni i w krownom swjazanji z toboju byli nuni i na wiki.
Odpowiedz bojarów: Hosudar nasz welił wam howoriti: Howorili jeste nam ot swojeho hosudarja ot welikoho knjazia Aleksandra, cztoby nam za neho daty swoju doczku. I my z bozeju woleju chotim za neho daty swoju doczku.
Po przyjeździe swatów do Moskwy Iwan III oświadcza dnia 13.I.1495.
A wy od nas molwite bratu i zjatju naszemu welikomu knjaziu Aleksandru, cztoby naszie doczeri nikotorymi dily k’rimskomu zakonu ne nudił, a i pochoczet nasza doczi pristupiti k’rimskomu zakonu, i my swojej doczeri na to jej woli ne dajem, a knjaź welikij Aleksander na to jej woli ne dawałże, cztoby meż nas pro to ljubow i procznaja drużba ne poruszyła sia.
Przyjazd do Wilna i ślub Heleny 18 lutego 1495 roku.
(Sprawozdanie posłów moskiewskich)
I welikaja knjażna w tapkanu[1] w horod poichała, i knjaź welikij (Aleksander) welikuju kniażnu wstritił (spotkał) do horoda za tri wersty, da tuto na żerebci stał. A welikaja knjażna iż tapkanu na kamku (adamaszek) wyszła, a knjaź welikij na sukno z żerebca sszoł, da welijkoju knjażni dal ruku da i k’sebie jeji priniał. Da i w horod wjichali w mjesti do ruskie cerkwi do Rozdestwa Preczystyje. I wel. knjażna poszla do cerkwi, a sam knjaź wel. poszoł k’swoju bożnicu w Stanisław (katedra). I wel. kniażni tuto (w cerkwi) kosy rozpleli i holowu czasali i kiku (czepiec) na niej położyli da i pokrowom pokryli da i chmelom osypali. I wel. knjażna iż cerkwi poszla k’welokomu knjaziu w jeho bożnicu, a pered neju szeł pop Toma so krestom. I biskup wel. knjaziu howorił molitwy, a pop Toma howorił wel. knjażni molitwy, a knjahini Marja nad nejo winec derżała. A pop Toma wel. knjażni dawał wino piti da skljanicu roztoptali. I biskup da knjaź wel. o tom pobranili nakripko, cztob pop Toma molitw ne howorił a knjahini Marja winca ne derżała, a pop Toma molitwy howorił a kniahini Marja winec derżala[2].
a. Zdrada kniaziów i klęska pod Wiedroszą.
(Kronika Bychowca. Polnoje sobranje rus. Lietopisej, XVIII, 557).
Welikij knjaź moskowski posyłajet wojewodu swojeho Jakowa Zacharycza z mnohimi ludmi do Brańska i do Siewierskoj ziemli; mesto Brańska i wsiu ziemlu posieli. Uwadaw że o sem knjaź Semen Iwanowicz Możajski i knjaź Wasili Iwanowicz Szemiaczyc pryjechawszy ko Jakowu Zacharyczu na reku na Kontowt, prysiahnuli służyty welikomu knjaziu moskowskomu so wsimi horody, so Czernihowom, so Starodubom, z Homlom, z Nowym Horodkom siewierskim, z Rylskom i so wsimi wołostmi, szto mieli pod panstwom wel. kniastwa litowskoho.
Slyszaw że o sem wel. kniaź Aleksandro litowskij, posyłajet ko Smoleńsku hetmana swojeho kniazia Konstantyna Iwanowicza Ostrożskoho i innych mnohich kniażej i panow. I nedoszedszy wesi zowemyja Wedoszy wo dwuch milach, kniaź Konstatyn że i panowe radu a wmusl swój na tom polożyli: mało-li, mnoho Moskwicz budet, tolko wzemszy Boha na pomocz bitysia s nimi, a nebiwszysia nazad ne wernutsia (nie wracać) – ino szto budet wola bożaja. Litwa że kak pryszli ko reczce skoro a speszno za reku poszli i poczali twerdo bytsia. Moskwiczy że domnimali, jako Litwa welikoje ludy na nich z lesu idut, i mało wsi ne pobehli. Potom uwideli i porazumeli Moskwiczy, kak wsi wyszli na pole, szto Litwy ne mnoho; litowskoho bo wojska ne było bolszej tolko 3 500 konnych, krom pieszych, a Moskwicz było 40 000. Tody Moskwiczy wsi jednoduszno a krepko poszli protywo im, Litwa że biwszyusia i obaczywszy że Moskwicz mnoho, a ich mało i ne mohsze dalej staty pered nimi, pobehli.. Moskwiczy że hnali za nimi, mnohich pobili a innych żywych pojmali. Tohda plenen (wzięty do niewoli) byst hetman kniaź Konstantyun Ostrożskijbi innyje mnohije pany: Moskwicz wsich panow plennych odpustyli ko welikomu kniaziu do Moskwy (14 lipca 1500).
b. Zmarnowana pomoc Tatarów zawołżańskich.
(K. Pułaski: Stosunki z Mendli-Girejem, Kraków 1881, str. 261).
Jarłyk do car zawolskowo k’Krakowu pryneseny 18 grud. 1501[1].
Ot cara Szyh-Achmata, bratu naszomu, weliokomu kniaziu Aleksandru pokłon. A słowo to jest: Sztoż waszy predki z naszymi predki zdawna meży sebie bratia byli, i wy prisłali jeste Chaleckoho, sztoż Mendli-Girej car s Iwanom chołopom naszym za odno na was tiahneli – my z toje dalekoje ziemli tak blisko k’wam priszli jeśmo. A choczem waszomu nepryjatelu nepryjatelem byti, a pryjatelu waszomu pryjatelem byti. A tymi razy Mendligirej na was pryszoł był, i my jeho z bożeju pomocziju prohnali, a do Perekopa (Krymu) jeśmo neszli, a priszedszy wziali jesmo Rylsk a Nowohorodek... a tebe brata naszeho nihdie jesmo ne slyszali. Z tiażkim pokłonom a z lekkim pominkom posłali jesmo do tebe posła naszoho Dowletia[2].
c. Obrona Smoleńska.
(Papée, Acta Alexandi).
List Aleksandra do brata Fryderyka, Mińsk 25 września 1502.
Wojsko nieprzyjacielskie trwa jeszcze w oblężeniu grodu smoleńskiego; jest przy nim, syn w. księcia młodszy i kilku wodzów, którzy już nieraz próbowali zamek szturmować, podkładając także ogień pod mury, które są drewniane. Tam zawsze uczciwej doznali odprawy ze startą wielu ludzi; często też piechota nasza, którą tam na żołdzie w liczbie 800 ludzi trzymamy, wraz z szlachtą i mieszczaństwem wycieczkami wroga trapi, tak że nieraz aż do namiotów nieprzyjacielskich docierają, i tak stoczywszy szybką bitwę, szczęśliwie wracają do zamku, obładowani znakami nieprzyjacielskimi i zdobyczą po zabitych. Teraz już nieprzyjaciele stanowiska swoje dalej od grodu odsunęli, aby tych, których orężem wziąć nie mogą, głodem przycisnąć. Właśnie też przybył jakiś pisarz z Moskwy, i wszyscy widocznie posmutnieli, jakby jakąś nowiną przygnębieni. Przypuszczają, że albo wielki książę moskiewski umarł, albo ludzie jego czy to od Inflandczykow[1], czy od Tatarów nahajskich zostali pokonani.
(Kutrzeba-Semkowicz, Akty unii, nr 79 i 80).
Unia za Olbrachta w roku 1499 zawarta była właściwie tylko przymierzem, ta zaś szła dalej od horodelskiej, ale nie uzyskała mocy prawnej, ponieważ Litwini na sejmie swoim brzeskim w roku 1505 odmówili wydania potwierdzenia (punkt 11), zarzucając Polakom, brak należytej pomocy w wojnie moskiewskiej.
Unia była warunkiem wyboru Aleksandra na króla polskiego, który też zaraz nazajutrz nastąpił. Prócz tego podyktowali panowie polscy Aleksandrowi przywilej mielnicki, mocno ograniczający władzę króla na rzecz senatu, który także mocy prawnej nie uzyskał, ponieważ król odmówił później przywieszenia pieczęci.
Przeciw zakusom możnowładców, których rządy zastępcze w czasie pobytu króla na Litwie okazały się bardzo liche, oparł się Aleksander na ogóle szlacheckim.
a. Pospolite ruszenie do obrony Rusi.
(Papée, Acta Alexandiana).
Dla obrony Rusi polecił JKM., aby ziemia krakowska, sandomierska i inne okoliczne ruszyły się i były gotowe na wszelką potrzebę; polecił nadto, aby pospolity lud szedł na wojnę, co czterech wyprawiając piątego, a w poszczególnych ziemiach aby był jeden doświadczony wojownik jako przywódca żołnierzy. Ten piąty niech będzie zawsze gotowy do wyprawy tak jak jaki ziemianin, żeby każdy z nich miał ze sobą zapasy na 4 tygodnie, które to zapasy owi czterej piątemu dadzą w chlebie, serze, słoninie, i za niego na wsi i w domu pracować będą, role uprawiać, siać, zbierać i wszystkie roboty załatwiać. Tak pospolity lud do obrony niech będzie wzwyczajony, podobnie jak to wojewoda wołoski zwykł czynić. Lepiej aby między swoich szli jako wolni ludzie, jeden drugiego broniąc, i umierali jak dobrzy chrześcijanie, niż aby żywcem byli przez pogan uprowadzeni, ciągnieni i pędzeni jak bydło, oczekując zguby i potępienia.
Szlachta małopolska na sejmiku w Wojniczu 1503 z zapałem ten projekt przyjęła i żądała, aby był rozszerzony na całe królestwo.
b. Ustawy radomskie 1505 (Nihil novi).
(Volumina legum I, 136).
O niewydawaniu konstytucji bez przyzwolenia panów rady i posłów ziemskich. Ponieważ prawa pospolite i konstytucje publiczne nie jednego, lecz cały naród dotyczą, przeto zarządziliśmy, aby odtąd na wszystkie przyszłe czasy nic nowego przez nas i naszych następców nie mogło być ustanowiono bez wspólnego przyzwolenia panów rady i posłów ziemskich.
(Starodawnego prawa polskiego pomniki. Tom V, str. 11. Kraków 1878).
Kwestia prawna.
Sprawa jest taka: królowie polscy pozbyli się niektórych praw i dóbr królewskich[1], już to tytułem sprzedaży, już to darowizny, już to zastawu.
Podział tego traktatu.
Niniejszy zarys czyli traktat w głównym swoim układzie dzieli się na cztery części.
Zakończenie.
Ten oto zarys z rozmaitych ksiąg na to zebrałem, najjaśniejszy królu i wy wszyscy rządcy królestwa polskiego, abyście zreformowawszy królestwo i do dawnego stanu go doprowadziwszy, zapalili nasze umysły i powstali przeciw najzapalczywszym nieprzyjaciołom imienia chrześcijańskiego. Starajcie się mieć jak najtęższe i najokazalsze wojsko, a tak wszyscy będą was podziwiali i będą za największe dobro uważali być dopuszczonymi do sojuszu z wami.
(Acta Tomiciana. Tom I, Appendix, str. 19).
Kontrakt małżeński w Lublinie 16 lutego 1506 r
My Iwan Tutuł, łahofiet (kanclerz), Isak Wisternik o Iwan Kopitar, posły hospodara Iwana Bohdana, wojewody Bożej miłostju hospodara ziemli mołdawskoj, posłanyi ku najj. kniaziatu Aleksandru, z B. m. kralu polskomu etc., takuje jeśmo umocon uczynili z kralem JM i wsimi JMti radami, że siestru krale Jmi Alżbietu naszomu miłomu hospodarowi majut dati, aby jemu była żena i hospoża ziemli mołdawskoj. I nad tym, iżby hospodar nasz w ziemli swojej miełby biskupa wiery rymskoj i jehoby i kościel ryumski w ziemli swojej pomnożyłby. Zawżdy tez hospodar nasz i tojto krolewny Polaki i jedno wiery rymskoj kapłany, uriedniki i słuhi obojeho stadła chowati budet, z którymiby ona swoje zwykłoje i poczestnoje pospolitowanje (obcowanie) miełaby, a hospodar nasz i wsi poddanyi jeho nie mohliby jej od rymskoj wiery nahabati. A innoja, szczo sia dotyczet hospodara naszoho i poddanych jeho – składajut na Ducha św. A wszakoż wżdy hospodar nasz do św. ojca papieża sam od siebie, albo z posły krala JM posłati majet i opowiesitisia, iż dla obrony chrystianskoj swojeju personoju i swoimi mocami majet czyniti protiwko pohaństwu.
I majet hospodar nasz mir wiecznoj i pryjaznosti i pryleżnosti i obronu złuczenie z kralem JM zapisati w zapisiech. A innyireczy hospodar nasz po swojej dobrej woli uczynit, kotoryui na pryjatiela i pana chrystianskoho prysłuchajut (godzą się), a dla pospolitoho dobra kralestwa polskoho i ziemle krale Jmi[1].
Kniaź Mikołaj Gliński do Łukasza bpa warmińskiego.
(Kwartalnik Hist. 1915 str. 298).
Skoro najmiłościwszy pan a nasz król Aleksander dowiedział się, że dwóch synów chana krymskiego z niemałym wojskiem wyprawiło się dla pustoszenia w. księstwa litewskiego, zaraz pewnych panów litewskich i mnie z nimi czujnie wyprawił przeciwko nieprzyjaciołom imienia chrześcijańskiego Tatarom. Oni zaś koło miasteczka Klecka obóz założyli, tam to przy łasce i pomocy bożej a szczęśliwej fortunie JKMci dnia 5 sierpnia i innych poprzednich tudzież następnych – gdyż walka nad rzeką Łanią trwała przez cały tydzień – zostały przez nasze sprawione szeregi, które są dobrze i zdrowo zachowane, wszystkie tatarskie hufce zupełnie zbite i pogromione, mimo dzielnego oporu. I jak to później mogłem osądzić, było tego 12 – 13 tysięcy ludzi, z których bardzo mało, bez koni i broni, a częstokroć nawet nago, ratowało się ucieczką. Za nimi jednak posłano dobrze zbrojnych ludzi na wszystkie przejścia lądowe i wodne; można to uważać za pewne, że żadnym sposobem nie ujdą. Ludzie, których oni porwali, wszyscy zdrowi, do swoich powrócili, a liczba ich przekraczała 40 tysięcy; koni polowych nasi blisko 30 tysięcy w zdobyczy wzięli. Za ten nadzwyczajnie szczęśliwy tryumf, chwale i dzięki należy złożyć Bogu Najwyższemu, Waszej zaś Wielebności posyłam jednego jeńca tatarskiego na pokaz dla ludu chrześcijańskiego, ażeby pamiętał o tak wielkim zwycięstwie i chwalił Boga, Zbawiciela naszego.
(Bernarda Wapowskiego Kronika. Scriptores rer. Pol. II, 68).
Król Aleksander paraliżem był dotknięty (jeszcze na sejmie radomskim); a zdarzyło się, że zuchwalstwo jakiegoś nieznanego i niedoświadczonego lekarza, który się Grekiem i prorokiem mienił, łaźniami i potami nadmiernie go osłabiło. Gdy więc w Wilnie chory leżał, i nie okazywała się nadzieja lepszego zdrowia, postanowił powrócić do Polski i zatrzymać sobie tylko niektóre miejsca dla dobrego zaopatrzenia, królestwa i zaś i wielkiego księstwa ustąpić młodszemu bratu Zygmuntowi. W tym zamiarze z Wilna wyruszając, wszystkie swoje skarby i królewskie sprzęty na wóz wsadził i wiózł ze sobą. Przybył do zamku lidzkiego wraz z królową Heleną, gdy przerażony goniec szybkim biegiem nadleciał, donosząc, że Tatarzy o jeden dzień drogi stąd są oddaleni, a wszystko niszczą i pustoszą. Książę Michał zbierał wojsko, król zaś Aleksander, bardzo cierpiący, wsadzony do lektyki, po podroży bez odpoczynku tego dnia i następnej nocy, z Lidy do Wilna w towarzystwie królowej Heleny powrócił. W 15 dni po zwycięstwie nad nieprzyjacielem życie zakończył (15 sierpnia 1506 r.). Jeszcze zaś, skoro poznał, że nie będzie dłużej żył, wysłał gońców do brata młodszego Zygmunta, księcia Głogowa i Opawy na Śląsku, aby dla dopilnowania swojej sprawy do Litwy pospieszył.
Był Aleksander średniego wzrostu, twarzy podłużnej, włosów ciemnych, bardzo silnej, zwłaszcza w barkach, budowy. Zdolnością nie bardzo celował. W naradach uważany był za tępego. Między wszystkimi braćmi królami Aleksander był najhojniejszy, tak że nic dla niego nie było milszego, jak przyjaciołom i dworzanom dogadzać. Ludzi dzielnych i wojskową sławą celujących nadmiernie czcił i królewskimi dobrami obsypywał. Prócz tego śpiewaków, grajków, trębaczy za wysokim żołdem z obcych krajów sprowadzał i królewską hojnością opatrywał[1].